Wszystko płynie
Podróże z „Polityką”. Rzeki to nasz skarb narodowy. Polacy powinni to docenić. I spływać
ZBIGNIEW BOREK: – Skąd pomysł, żeby spłynąć każdą polską rzeką?
DANIEL TOKARZ: – Przyszedł mi do głowy sześć lat temu na Krutyni, w rezerwacie krajobrazowo-wodno-leśnym na Pojezierzu Mazurskim. Zobaczyłem i poczułem to, czego nie zobaczysz ani nie poczujesz z żadnego innego miejsca: autentyczną dzikość. Zwierzyna, roślinność, cała przyroda była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Pomyślałem: OK, a przecież to jest tylko jedna rzeka, mamy ich mnóstwo. Czego doświadczę, jak spłynę każdą z nich? Wróciłem do domu nakręcony, opowiedziałem o tym mojej partnerce Magdzie i ona też uznała, że to znakomity pomysł.
Po przepłynięciu 197 rzek nie zmienił pan zdania?
Wręcz przeciwnie, chyba się nawet od tego projektu uzależniłem, bo od sześciu lat prawie nie ma tygodnia, żebym nie spłynął przynajmniej jedną rzeką. Spotykam tam Holendrów czy Niemców zaskoczonych, że tak niewielu Polaków spływa. Zazdroszczą nam nie tylko rzek, ale np. tego, że w sercu Drawieńskiego Parku Narodowego możemy za grosze rozbić namiot i rozpalić ognisko, nawet drewno mamy gotowe. Od kilku lat funkcjonuje też program Lasów Państwowych „Zanocuj w lesie”, który pozwala za darmo rozbić namiot czy rozwiesić hamak niemal w każdym polskim lesie, a dzięki temu połączyć spływ np. ze zbieraniem grzybów. Niemcom to się nie mieści w głowie, u nich obowiązują horrendalne kary (od 2,5 tys. do 10 tys. euro – przyp. red.) za zbieranie grzybów ponad niezbyt wysoki limit (1–2 kg dziennie), no i większość rzek mają tak uregulowanych, że przypominają kanały.
U nas też są takie rzeki. Odra na wielu odcinkach również przypomina kanał.
Tak, dawniej pięknie meandrowała, a przez regulacje jej długość skróciła się o 120 km.