Co się z nią stało?
Co poszło nie tak w sprawie Iwony Wieczorek? I co jeszcze można zrobić, żeby odkryć prawdę
Ta sprawa była prosta do wyjaśnienia – mówi „Polityka” insp. Marek Dyjasz, doświadczony policjant, wcześniej szef wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji, a w momencie zaginięcia Iwony Wieczorek dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji, do którego należy wspieranie realizacji spraw prowadzonych przez policję całego kraju.
W letnią noc
– Niestety zaprzepaszczone zostały newralgiczne pierwsze godziny – mówi. Co można jeszcze zrobić, by odkryć prawdę?
Była sobota 16 lipca 2010 r. W Gdańsku-Jelitkowie 19-letnia maturzystka Iwona Wieczorek z przyjaciółką Adrią szykowały się na wieczorne wyjście ze znajomymi do modnego klubu na Monciaku w Sopocie. Iwona ubrała się w koszulę w biało-niebieskie pasy, granatową spódnicę do kolan, do tego podebrała mamie jej nowe granatowe, zamszowe szpilki. Na ten wieczór miała też zaproszenie na ognisko urodzinowe kolegi, niedaleko domu, w parku Reagana, ale wybrała wyjście do klubu.
Najpierw był biforek na działce u Pawła, młodego rzutkiego biznesmena. Znali się z Iwoną od niedawna. Trzy miesiące wcześniej rozstała się z chłopakiem Patrykiem, swoim kuzynem i zarazem wielką miłością. Ich związek był dynamiczny, emocjonalny, pełen zazdrości, odejść i powrotów. Wtedy byli na etapie rozstania. O północy Iwona z Adrią, Pawłem i jeszcze dwoma chłopakami pojechali taksówką do klubu. Tam zaszło coś, co spowodowało, że o godz. 2.50 Iwona wściekła wyszła z klubu i ruszyła przed siebie, do domu miała jakieś 6 km. Nie reagowała na telefony i esemesy Adrii i Pawła, żeby wróciła. Szła nadmorską promenadą prowadzącą z Sopotu do Gdańska. I zniknął po niej wszelki ślad.
Tego samego dnia mama Iwony zgłosiła jej zaginięcie.
Czytaj też: