Indolencja w asystencji
Indolencja w asystencji. Dlaczego tej ustawy nadal nie ma? Czeka grubo ponad milion osób
Na spotkaniu z wyborcami w Pabianicach premier Donald Tusk powiedział, że zabraknie pieniędzy na wprowadzenie ustawy o asystencji osobistej. Ta ustawa znalazła się na liście stu konkretów Koalicji Obywatelskiej, jej wprowadzenie wydawało się tym łatwiejsze, że cieszyła się dużym ponadpartyjnym poparciem. Słowa premiera w Pabianicach uruchomiły jednak lawinę protestów, w tym przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Warto więc zapytać, o co tak zaciekle walczą obywatele z niepełnosprawnościami?
Czytaj też: Naprawdę już czas na ustawę o asystencji osobistej
Premier nie rozumie
Karolina Kowalczyk niedawno wzięła ślub. Mimo to – jak sama mówi – niezbyt często bywa w domu, a to ze względu na natłok obowiązków. Pracuje, działa jako wolontariuszka i jest wiceprezeską Stowarzyszenia Osób z Wrodzoną Łamliwością Kości. Sama zmaga się z tym schorzeniem od urodzenia. Z powodu braku kolagenu w kościach zaliczyła już ponad sto złamań. Porusza się na wózku elektrycznym. W jej przypadku pomoc asystenta potrzebna jest właściwie 24 godziny na dobę. – Bez pomocy drugiej osoby nie byłabym w stanie przesiąść się z wózka na łóżko, nie zrobiłabym posiłku, a nawet nie wyszłabym sama z domu, ponieważ nie dam rady samodzielnie zamknąć drzwi – tłumaczy. – Korzystam z pomocy Fundacji, która w ramach rocznego projektu „Asystent osoby z niepełnosprawnością” zapewniła mi kogoś do opieki. Problem jednak polega na tym, że asystent w ramach projektu może mi pomagać tylko przez 60 godzin w miesiącu. To zdecydowanie za mało.