Niech pan(i) nie panikuje
Niech pan(i) nie panikuje! Poradnik dla zwykłych Polek i Polaków na czasy wojen i kryzysów
Katarzyna, 40-latka z Warszawy, wiedziała, że stało się coś złego, zanim jeszcze zajrzała do serwisów informacyjnych. 10 września rano rzuciło się jej w oczy powiadomienie z aplikacji bankowej na smartfonie – wypłata kilku tysięcy złotych z rachunku jej i męża. Kobieta zamarła: kradzież? Gdy kilka sekund później przeczytała o rosyjskich dronach nad Polską, poczuła cień ulgi – widać mąż, o świcie jadąc do pracy, pobrał gotówkę. Ale zaraz przyszedł jeszcze większy strach.
Po tym, jak – zgodnie z radiowymi zaleceniami ministry edukacji (choć bez przekonania) – Katarzyna zaprowadziła do szkoły dzieci, w internecie sprawdziła, gdzie jest najbliższy schron. Okazało się, że w promieniu dwóch kilometrów nie ma żadnego. – Są tylko tzw. MDS-y, czyli miejsca doraźnego schronienia. Według definicji można się tam ukryć np. przed orkanem – relacjonuje. Wtedy po raz kolejny poczuła, że to wszystko chyba nie dzieje się naprawdę. Później była seria telefonów. Najpierw kuzynka – z pytaniem, czy zdaniem Kasi te drony mogły być ukraińskie. Potem kolega: czy Kasia wie, że wspólna znajoma podobno w ogródku sama buduje sobie schron. Potem z pracy zadzwonił mąż, że na razie chyba nic złego już się nie wydarzy. Ale trzeba znów spakować plecaki ewakuacyjne.
W końcu Kasia zadzwoniła do bankowego doradcy, z którym miała rozmawiać o kredycie na większe mieszkanie. Bezterminowo przełożyła spotkanie. Po kilku dniach trochę się to uspokoiło, ale dalej nie czuje gruntu pod nogami. – Moja mama radzi, że jeśli chcemy kupować mieszkanie, to lepiej małe, ale np. w Hiszpanii. Firma męża odświeżyła awaryjny plan ewakuacji do Niemiec. A ja łapię się na strasznych myślach, że gdyby w końcu coś gruchnęło, przynajmniej byłoby wiadomo, że trzeba uciekać.