Pomocna łapa
Pies przewodnik kosztuje tyle co niezłe auto. Jak się go szkoli i co się z nim dzieje potem
Adamowi Wiśniewskiemu trudno było poruszać się z białą laską. Miał problemy z utrzymaniem prawidłowego kierunku. Czuł się zmęczony i zirytowany. Zdecydował, że spróbuje współpracy z psem przewodnikiem. Na brązową labradorkę Lili czekał prawie dwa lata, ale – jak mówi – było warto. Życie błyskawicznie zmieniło się na lepsze. Pies był doskonale wyszkolony. Omijał przeszkody, znajdował przejścia dla pieszych, a kiedy Adam korzystał z kolejki podmiejskiej, w odpowiednim momencie bez problemu wskakiwał i wyskakiwał z pociągu.
Wiśniewski wspomina, że któregoś dnia w drodze do pracy wysiadł na innym przystanku autobusowym niż zwykle. – Autobus zatrzymał się jakoś inaczej. Byłem zdezorientowany. Wtedy pies stanął na wysokości zadania. Bezbłędnie pomimo zmienionej trasy odnalazł drogę i doprowadził mnie do bramek metra, którym chciałem jechać.
Po sześciu latach współpracy Lili musiała odejść na emeryturę. Zanim to nastąpiło, Adam zapobiegliwie zaczął starania o nowego psa. – To był dla nas bardzo trudny moment. Od dawna wiedziałem, że kiedyś nadejdzie, widziałem, jak pies się starzeje. Chodziła coraz wolniej, w zimę piekły ją łapy z powodu soli, jaką posypywane są ulice. Smarowałem je oczywiście regularnie, ale widziałem, że wszystko to robi się dla Lili coraz trudniejsze. Zamieszkała u moich rodziców, a ja wystąpiłem do fundacji o drugiego psa. Pojawił się u mnie Rumi. Młody, dynamiczny i pełen energii. Pamiętam niezwykle wzruszający dla nas wszystkich moment, kiedy pierwszy raz po przejściu Lili na emeryturę przyjechałem odwiedzić rodziców z nowym psem przewodnikiem. Psy zareagowały na siebie dobrze. Razem trzymały zabawkę w pyskach. Mamy nawet takie śmieszne zdjęcie. Problem pojawił się, kiedy mieliśmy wracać do domu. Lili, przyzwyczajona do wskakiwania do samochodu, zajęła swoje tradycyjne miejsce z tyłu.