Nauka przetrwania
Szkoła przetrwania studenta. Wysokie czynsze, niskie stypendia, pogoń za pracą. „Dobrze, że mama daje słoiki”
Przed koniecznością odpowiedzi na słynne pytanie paprykarza: „Jak żyć?” staje grubo ponad połowa z 1,2 mln studentów. W ubiegłym roku sytuacji bytowej studentów przyjrzała się Pracownia Ewaluacji Jakości Kształcenia, działająca na Uniwersytecie Warszawskim. Ankiety wypełniło ponad 14 proc. osób kształcących się na UW (chętniej robiły to kobiety stanowiące dwie trzecie grupy badawczej). Aż 18 proc. pytanych określiło swoją sytuację finansową jako złą lub bardzo złą, 40 proc. uznało ją za przeciętną. Niemal identyczne wyniki (ok. 40 proc. uważających swoją sytuację finansową za dobrą lub bardzo dobrą) dało ogólnopolskie badanie Portfel Studenta, realizowane przez Związek Banków Polskich.
Wydatki studentów na zaspokojenie podstawowych potrzeb – zakwaterowanie i wyżywienie – wciąż rosną. W 2016 r. na utrzymanie wystarczało miesięcznie niespełna 1600 zł. Następnie koszty gwałtownie przyśpieszyły wskutek inflacji. W dwóch ostatnich latach – według raportu ZBP – wydatki studentów uczących się w trybie stacjonarnym stanęły na poziomie niespełna 3,5 tys. zł. Co trzeci student deklarował, że jest zmuszony ograniczyć zakupy do niezbędnego minimum.
Socjal i słoiki
Anna Pawlak, kształcąca się w Olsztynie na Wydziale Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej, a przy tym rzeczniczka prasowa studenckiego samorządu Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, dokonuje cudów gospodarności: – Przynajmniej do grudnia, kiedy spływa kumulacja stypendium socjalnego, za trzy miesiące. Jestem wtedy w stanie ograniczyć miesięczne wydatki do około tysiąca złotych. Przede wszystkim dzięki aprowizacji otrzymywanej od mamy. Czyli słoikom – opowiada.
Gdyby z realiami życia polskiego studenta zapoznał się jego amerykański odpowiednik, zmuszony do zaciągania na edukację pożyczek idących w dziesiątki tysięcy dolarów, mógłby poczuć ukłucie zazdrości.