Szop w Warszawie. Wysyp apokaliptycznych wizji. Myśliwi jak zwykle swoje: wybić!
Szop pracz pojawił się w centrum Warszawy. Nie po raz pierwszy. Gdy na TikToku internauta Domino opublikował film ze zwierzęciem na drzewie przy ulicy Grójeckiej, zoolog z Uniwersytetu Wrocławskiego dr Robert Maślak, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody i zespołu ds. reformy łowiectwa w resorcie środowiska, przypominał, że pierwsza udokumentowana obecność szopa w stolicy to nagranie z fotopułapki z Lasu Bielańskiego z 2020 r.
A jeszcze trzy lata wcześniej prof. Jerzy Romanowski z Wydziału Biologii UKSW sfotografował nad Wisłą tropy tych zwierząt. Ślad łapek szopa wygląda jak odcisk ręki dziecka. Nie można się pomylić.
Na portalach społecznościowych film stał się wiralem, rozgorzała gorąca dyskusja: od „uratujmy szopa z Ochoty”, po apokaliptyczne wizje skutków obecności drapieżnika dla stołecznej przyrody. „Będą się rzucać na koty, kuny. Jak wejdą na wyspę na Wiśle, to zrobią tam czystkę. A gniazdują tam mewy i 1/4 europejskiej populacji rybitw białoczelnych” – twierdzi np. dyrektor warszawskiego zoo Andrzej Kruszewicz.
„Tchórze, łasice i kuny też zjadają ptaki” – odpowiada prof. dr hab. Andrzej Elżanowski, prezes Polskiego Towarzystwa Etycznego, od lat broniący praw zwierząt.
Czytaj także: Niezwykły azyl dla szopów w Polsce. Mruczą, tulą się, klimat im tu pasuje
Myśliwi jak zwykle: wybić!
Szopy przywieźliśmy celowo z Ameryki w latach 30. ubiegłego wieku. W Niemczech i Rosji gatunek był wprowadzany do środowiska, w Polsce hodowany był na fermach na futra. W czasie II wojny światowej spora populacja szopów uciekła z ferm bądź została wypuszczona.