Biustwo, czyli boski biust
Biustwo, zwisak, gmeranka. Erotyczna polszczyzna jest przebogata. Zgłębiamy (nieśmiało) jej tajniki
KATARZYNA KACZOROWSKA: – Muszę od tego zacząć: lubi pan świntuszyć?
JACEK LEWINSON: – Oczywiście, a pani nie?
Oj… Chyba się zaczerwieniłam.
Ludzie czasami się ze mnie śmieją, że zajmuję się akurat takim tematem, ale ja tak odpoczywam. Ktoś chodzi po górach, inny gra w piłkę nożną, a ja siedzę w słownikach i szukam.
Taki, nie przymierzając, archeolog językowy?
I odkrywca. Z tą różnicą, że nie szukam materialnych artefaktów, zajmuję się wyłącznie językiem – czy też raczej antropologią i historią seksualności. Język jest ich częścią. Grzebię więc w starych słownikach, czytam książki, do których od 50 czy 100 lat nikt nie zaglądał. I mam z tego przyjemność, a to naprawdę dużo.
Wciąż panuje przekonanie, że polszczyzna w sferze erotycznej jest ordynarna albo medyczna. A pan już w 1999 r. powiedział, że to nieprawda. Za swój pierwszy „Słownik seksualizmów” polszczyzny dostał pan Nagrodę „Literatury na Świecie”. I blisko 30 lat później wrócił do tematu. Dlaczego?
Bo mam misję edukacyjną. (śmiech) Wtedy wydawało mi się, że skutecznie odczarowałem fałszywe przekonanie o braku erotyzmu w polszczyźnie, ale jak widać stereotypy są wyjątkowo trwałe, bo wróciłem do tematu i znów staram się przekonać użytkowników naszego języka, że jest przebogaty w tej sferze.
Kochanowski w jednej z fraszek przekonywał, że „im kot starszy, tym ogon twardszy”. Morsztyn napisał „Nagrobek kusiowi”: „Leżysz, kusiu, nieboże, i emońskie zioła/ Zwieszonego pewnie by-ć nie podniosły czoła,/ Nic cię wyprawnej ręki nie ruszą pieszczoty;/ Leżysz, a pan twój wiecznej pełen stąd sromoty”.