73-letni Josef Fritzl jest w tym względzie ponurym rekordzistą. Żył z córką 31 lat, w tym 24 lata w piwnicy.
Jego 11-letnia córka Elisabeth, obecnie 42-letnia, była w szczególnie pociągającym dla kazirodców wieku do rozpoczęcia współżycia. To najczęściej dziewczynki między 10 i 13, a także 14 i 17 rokiem życia. Kiedy Josef zgwałcił po raz pierwszy córkę, był już po czterdziestce. Diana Russel, amerykańska psycholog, która badała rodziny kazirodcze, donosi, że do tego czynu posuwają się najczęściej mężczyźni w średnim wieku. O połowę rzadziej – ojcowie do 35 roku życia. Russel wykazała, że siły fizycznej używa jedna trzecia sprawców. Ale nie tylko niewolą. Używają także innych technik – zaskoczenia, napaści w czasie snu, groźby, przekupstwa, oszustwa, manipulacji.
Ojczym wcale nie jest częstszym sprawcą niż ojciec biologiczny. Maria Beisert, autorka znakomitej książki o kazirodztwie, podaje, że córki zgłaszają się po latach na terapię częściej niż pasierbice, choć może to stanowić także dowód, że trauma spowodowana przez rodzonego ojca jest głębsza od każdej innej. Pochodzą z różnych sfer społecznych – z dołu drabiny społecznej (jak skłonni jesteśmy przypuszczać), ale i z górnych warstw także. Kazirodztwo to sprawiedliwy podział patologii.
Pisałam przed sześciu laty w „Polityce” o rodzinie z urokliwego miasteczka na ziemi białostockiej, utrzymującej się z opieki społecznej i zasiłków na pięcioro dzieci. Ojciec żył z nimi wszystkimi po kolei. Przy robocie kazał matce wychodzić z pokoju, a pozostałym dzieciom patrzeć, jak to się odbywa.