11 lat. Tyle minęło, od kiedy Barbara Rembelska żyje przy łóżku córki. NFZ nazywa stan Eli terminalnym (terminus – granica, kres) i irytuje się faktem, że ona nie umiera, choć zaprzestano już leczenia. NFZ musi płacić dodatek opiekuńczy – 160 zł. Terminalni, owszem, nie zapadają w czeluść od razu, z nowotworem żyją statystycznie 50 dni, z chorobą genetyczną około roku, ale nie 11 lat jak córka Barbary. W hospicjum dali matce do podpisu kartkę: przyjmuję do wiadomości, że nie będą stosowane metody przedłużające życie, jedynie odłączające ból, żeby odeszła w spokoju. W hospicjum dysponują lekami na około 30 symptomów śmierci – bezsenność, lęk, duszności, wymioty. Nie podpisała. Zdiagnozowano matkę: nadwrażliwa.
Henryk Świtaj to górnik dołowy na emeryturze. Nocą zakłada słuchawki i z przenośnego radia słucha muzyki. Głośno, żeby nie zasnąć. Wystarczy, że Janusz ma miły sen, a spastyczne ruchy wyszarpują z tchawicy rurkę respiratora. Ojciec ze swoich miłych snów, na przykład, że Janusz ma dzieci, budzi się już na progu. Żeby nie pójść w głąb snu za daleko i nie przespać alarmu respiratora. W 1990 r. kupił synowi motor. Janusz nosił wtedy katanę z napisem Speed Demon. Dwa tygodnie przed osiemnastką nie wyhamował.
Ela Rembelska ma 36 lat. W grudniu 2006 r. była bohaterką „Poradnika Psychologicznego” „Polityki”. Jedyne, co wówczas mogła, to ruszyć dwoma palcami u lewej ręki. Przepraszała NFZ za to, że jeszcze żyje i że to kosztuje. I za to, że nie chce umrzeć w szpitalu, za parawanem. Tylko w domu, we flanelowej pościeli, równiutko wyprasowanej przez matkę.
Janusz Świtaj, lat 33, sam może zamknąć oczy, wypróżnić się i myśleć. Do Świtaja dzwonią telefony: – Widział pan w telewizji nową maszynę?