Co się stało z naszym fachem?
Jak w ciągu 20 lat zmieniły się prestiżowe zawody
Lekarz Grzegorz Luboiński,
19 lat pracy wPRL. Wtedy lekarz wszpitalu powiatowym wCiechanowie, dziś doktor nauk medycznych, chirurg onkolog, szef pododdziału chirurgii endokrynologicznej wCentrum Onkologii wWarszawie. Marzenie zczasu przełomu: że wraz zkońcem PRL zaczną obowiązywać czyste reguły.
Konkretnie, doktor wierzył, że wyruguje się zjego branży feudalizm, amiernota będzie musiała ustąpić talentowi ipracowitości. Marzył, żeby było jak na stypendium wHolandii – tam od wejścia pytają człowieka, który jesteś na liście chirurgów wswoim kraju? Co jest wypadkową dorobku naukowego, szacunku pacjentów ijakości pracy człowieka.
Wtedy. Zachód, gdzie dwukrotnie był na stypendiach, kontra Ciechanów, gdzie dostał nakaz pracy. Tam igły jednorazowe, nici chirurgiczne do wyboru, tu odwoływanie operacji zpowodu braku butaprenu do klejenia rękawic jednorazowych. Tam harówka po to, by jak najwięcej nauczyć się wkrótkim czasie, tu też, bo trzech lekarzy na dyżurze iczasem nawet chirurg musiał odbierać porody.
Dziś. Doktor Grzegorz Luboiński nie pracuje już tyle, ile by mógł ichciał. Choć oficjalnie ma aż dwa etaty. Ten pierwszy jest wCentrum Onkologii. Kiepska pensja, biurokracja, mydło do dezynfekcji tylko zprzetargu, najtańsze, nawet jeśli lekarze mają chodzić zegzemą. Ale ipoczucie, że się pracuje wważnej instytucji. Na tym drugim etacie bardzo przyzwoity dochód, mydło inici do wyboru, choć po 12 latach, gdy wszystko działało jak wzegarku, zaczyna się lekkie równanie wdół. Już prawie 60 proc. Polaków, wynika zbadań CBOS, przynajmniej sporadycznie korzysta zusług prywatnej służby zdrowia. Więcej niż wiele zjej placówek jest wstanie przerobić.
Spełnione nadzieje: paszport wkieszeni iwolne media.