W Katarze nie ma już Niemców, Belgów, Duńczyków i Urugwajczyków, a Polacy do niedzielnego popołudnia utrzymali się w grze i ciągle mieli, przynajmniej teoretyczne, szanse na przedostanie się do ostatniej ósemki mundialu.
Francja – Polska. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia
Analiza statystyk obu reprezentacji na etapie grupowym nie dawała powodów do optymizmu. Francuzi pokonali Australijczyków i Duńczyków, przegrali w rezerwowym składzie z Tunezyjczykami, gdy byli pewni awansu. Polacy uzbierali dwa punkty mniej po remisie z Meksykiem, zwycięstwie z Arabią Saudyjską i porażce z Argentyną. Bardzo źle wyglądało porównanie np. liczby podań i strzałów. Cztery celne strzały naszych reprezentantów dawały im niechlubne ostatnie miejsce w klasyfikacji mistrzostw.
W historii konfrontacji z Francją też nie było wielu powodów do nadziei. Z 16 spotkań tylko trzy zwycięskie. To najważniejsze 3:2 dało nam trzecie miejsce mistrzostw świata w 1982 r. w Hiszpanii. Francuzi wystawili wówczas kilku zmienników, ale to nie umniejsza sukcesu drużyny Antoniego Piechniczka.
W niedzielę Czesław Michniewicz sięgnął po ustawienie prawie identyczne do tego, które oglądaliśmy w pierwszej połowie inauguracji z Meksykiem. Tylko Nicola Zalewski został zastąpiony przez Przemysława Frankowskiego. Skład Polaków, którzy mieli spróbować pokrzyżować plany wielkiemu faworytowi i aktualnym mistrzom świata, wyglądał tak: Wojciech Szczęsny – Matty Cash, Kamil Glik, Jakub Kiwior, Bartosz Bereszyński – Grzegorz Krychowiak – Jakub Kamiński, Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Przemysław Frankowski – Robert Lewandowski.
Od początku widać było, że Polacy mieli ochotę na obecność nie tylko po swojej stronie boiska.