Obie reprezentacje stanęły przed szansą na trzeci tytuł. Francuzi wygrali poprzednie mistrzostwa w Rosji. Po raz pierwszy od 60 lat byli drużyną, która miała szansę na obronę tytułu.
Argentyńczycy czekali na kolejny sukces od 1986 r., czyli od czasów triumfu drużyny Diego Maradony w Meksyku. Nikt ze współczesnych reprezentantów nie pamięta tamtych czasów, ale za to świetnie pamiętają mecz rozegrany cztery lata temu. Wówczas po porywającej grze ulegli Francuzom 3:4.
Argentyna – Francja. Pierwsza połowa dla drużyny Messiego
Ten finał to była konfrontacja futbolu południowoamerykańskiego z europejskim. W istocie jednak aktorzy tego wielkiego spektaklu na co dzień występują w klubach Starego Kontynentu. Trudno więc było o wskazanie spektakularnej różnicy w podejściu.
Na honorowej trybunie nie było prezydenta Argentyny, za to znów pojawił się Emmanuel Macron, który nie wziął sobie do serca krytycznych głosów w związku z wcześniejszą wizytą. Do samolotu lecącego do Kataru zaprosił m.in. Zinedine Zidane’a, który... odmówił. Wielkim nieobecnym jest też Michel Platini, którego głosy jako ówczesnego prezydenta UEFA miały decydujący wpływ na wybór Kataru jako gospodarza mundialu. Uwikłany w sądowe spory o korupcyjnym tle, nie dostał nawet zaproszenia.
Zaczęli bardzo ostrożnie. Strata gola w pierwszych minutach mogłaby zaważyć na przebiegu całego finału. Argentyńczycy częściej pojawiali się w pobliżu bramki Llorisa, ale francuska obrona nie traciła czujności. Aż do 21. minuty, kiedy Angel Di Maria oszukał Ousmane’a Dembele′a, wbiegł na pole karne i padł podcięty przez miniętego Francuza. Szymon Marciniak nie miał wątpliwości – rzut karny. Piłkę ustawił oczywiście Leo Messi, zmylił Hugo Llorisa i było 1:0.
Trójkolorowi nie rzucili się do odrobienia straty i, jak się wkrótce okazało, nie był to efekt wyrachowania.