Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Sport

Debiut Santosa jak z koszmarnego snu

Trener Polaków Fernando Santos powinien być wdzięczny Czechom. Dzięki nim już wie, jak trudnego zadania się podjął. Trener Polaków Fernando Santos powinien być wdzięczny Czechom. Dzięki nim już wie, jak trudnego zadania się podjął. David Cerny / Forum
Taki debiut to koszmar trenera. Polska prowadzona przez Fernando Santosa przegrała w Pradze z Czechami 1:3. Gdyby nie gol rezerwowego Damiana Szymańskiego, byłoby jeszcze gorzej. To był pierwszy mecz eliminacji do Euro 2024.

Eliminacje do finałów przyszłorocznych mistrzostw Europy w piłce nożnej to idealny czas na budowę nowej reprezentacji. Przeciwnicy – przynajmniej w teorii – niezbyt trudni. Czechy, Albania, Mołdawia i Wyspy Owcze. Do tego bezpośredni awans zapewnią sobie dwie pierwsze drużyny, bo kwalifikacyjne gry przypominają obecnie skoki narciarskie. Mało kto odpada. Po ostatnim gwizdku sędziego wiemy już jedno. Do stworzenia jest cała konstrukcja naszej narodowej drużyny. Kosmetyka nie wystarczy.

Czytaj także: Piłka skopana, czyli Polska po Katarze. Jaki jest ten nasz futbolowy miś?

A mogło być jeszcze gorzej

Dwa czeskie ciosy w pierwszych niespełna trzech minutach to tak jakby mecz rozpoczął się od wyniku 0:2. Tego w najcudowniejszych snach nie mogli się spodziewać nawet gospodarze. Dwie akcje, dwie bramki. A jednak to się zdarzyło. Było wiadomo, że kontuzje wykluczyły kilku naszych obrońców, ale to nie jest wytłumaczenie katastrofalnego początku. Zamroczeni golami Polacy z trudem dochodzili do siebie. I do końca pierwszej połowy nie doszli. Sytuacji nie poprawiła kontuzja Matty’go Casha na samym początku. Kilka lepszych momentów to stanowczo za mało. A mogło być jeszcze gorzej, bo tuż przed przerwą Wojciech Szczęsny dwukrotnie w jednej akcji uratował naszą drużynę. Gospodarze wyszli z niesłychaną wolą zwycięstwa. Przytłoczyli swoją wolą walki przeciwników.

Po powrocie na boisko Czesi niczego nie musieli. Wydawało się, że 2:0 im wystarcza. Ale niestety tak nie było. Wprowadzeni do gry Michał Skóraś i Karol Świderski trochę ożywili polskie poczynania. Tyle że po najpiękniejszej akcji meczu w 64.

Reklama