Iga Świątek przestaje być liderką światowego rankingu tenisowego po porażce z Jeleną Ostapenko w czwartej rundzie US Open: 6:3, 3:6, 1:6.
Sabalenka idzie po numer 1
Iga Świątek była liderką nieprzerwanie przez 75 tygodni. To na tyle długo, że dziś jest na 10. miejscu w tabeli wszech czasów. Wskoczyła na szczyt po niespodziewanym odejściu z zawodowego touru Australijki Ashleigh Barty i tydzień po tygodniu udowadniała, że nie jest przypadkową liderką. W tym czasie – po zwycięstwie w Paryżu – dołożyła do sportowego życiorysu kolejne trzy tytuły wielkoszlemowe i szereg innych wartościowych osiągnięć.
Ten sezon był i jest znacznie trudniejszy. Po pierwszym tytule Białorusinki Aryny Sabalenki na początku roku w Melbourne stało się jasne, że to ona przede wszystkim ma szansę na wyprzedzenie Polki. Białorusinka sama wzmagała presję, bo ogłaszała, że jej celem jest ujrzenie swojego nazwiska na czele listy światowej federacji. Momentami sama nie mogła unieść ciężaru owej presji, bo kiedy jakiś czas temu mogła wskoczyć na najwyższy stopień podium, niespodziewanie przegrywała.
Ale podczas ostatniego turnieju wielkoszlemowego w tym roku stało się to, czego przecież trzeba się było spodziewać z wielu powodów. Nawet mniej zorientowani fani Igi Świątek wiedzieli, że w Nowym Jorku musi przejść jeden etap więcej od głównej rywalki. Obrończyni tytułu zatrzymała się na czwartej rundzie i potyczce z Ostapenko. Sabalenka jest na tym samym etapie i dzisiaj będzie walczyć o awans do ćwierćfinału z Darią Kasatkiną.
Wszystko przed Igą Świątek
Porażka w turnieju, spadek w rankingu na drugie miejsce nie jest niczym strasznym. W tenisie nie da się przecież wygrywać bez przerwy przez lata. Tym bardziej że intensywność gry jest coraz wyższa.