Zaledwie dwa tygodnie temu Iga Świątek wygrała z Aryną Sabalenką finałowy mecz w Madrycie. Białorusinka broniła w Hiszpanii punktów i tytułu, więc musiało zaboleć. W tenisie, pewnie w innych dyscyplinach też, każda okazja do rewanżu jest dobra, a jeśli to finał kolejnego prestiżowego turnieju w randze tysięcznika – to tym lepiej. Dla zawodniczek i dla widowiska.
Finałowe spotkanie na Internazionali BNL d’Italia zaczęło się po myśli Polki. I przebiegło całkowicie pod jej dyktando. Pierwszego seta Iga wygrała pewnie, dwukrotnie przełamując rywalkę (było 6:2). Pierwszego serwisu wprawdzie brakowało, ale nie zawodził return. Aryna grała nerwowo, spieszyła się, szybko złamała rakietę, atakowała coraz mocniej – nic się nie sprawdzało. Nawet testowane od niedawna skróty wracały na jej stronę. Ale to nie jest zawodniczka, którą można szybko skreślić. Nie odpuszcza, ryzykuje, zawsze uderza z pełną mocą.
W drugi set Sabalenka weszła już pewniej, solidniej, ale nadal nie umiała się odnaleźć. Szans na zyskanie przewagi miała sporo, ale Iga się wybroniła i sama skorzystała z okazji – przełamała na 4:3. Od tej pory sprawy tylko przyspieszyły; Polka miała dwie piłki meczowe przy podaniu rywalki. Drugą wykorzystała. Seta domknęła przy stanie 6:3. Co się sprawdziło? Wydaje się, że najlepszą odpowiedzią na serwisowe bomby i ofensywę Aryny jest... właśnie ofensywa. Iga nie uległa mocy swojej rywalki, sama narzucała tempo, rzadziej się myliła.
Kapitalnych, efektownych, długich wymian na rzymskim korcie centralnym było sporo, ale to Polka podnosi puchar już trzeci raz w tym turnieju (2021, 2022, 2024). Cesarzowa!
Iga kontra Aryna
Świątek z Sabalenką w turniejowych finałach spotkały się w sumie pięciokrotnie. I, co ciekawe, zawsze na mączce. Polka ma na swojej ulubionej nawierzchni lepszy bilans w tej rywalizacji: dwukrotnie wygrała z Aryną w Stuttgarcie (2022, 2023), raz w Madrycie (2024), teraz w Rzymie. Przed rokiem w Hiszpanii triumfowała Sabalenka. W sumie zagrały przeciw sobie jedenaście razy i tu też bilans Polki wypada lepiej (8:3). W rozgrywkach WTA Finals w Cancún, z udziałem najlepszej dziesiątki tenisistek świata, Iga i Aryna wystąpiły razem w półfinale, i był to jeden z najlepszych meczów całego sezonu.
Ich spotkania zawsze świetnie się ogląda, bo nie dość, że to dwie najlepsze tenisistki świata, to jeszcze mają skrajnie różne style gry i temperamenty. Białorusinka uderza mocno, płasko i szybko (w Rzymie pojawiła się nowość: skuteczne skróty), Iga woli piłkę zrotować, no i do wszystkiego dobiega, sprawiając kłopoty większości rywalek na świecie. Pomaga też na pewno nowy, skrócony ruch serwisowy.
W Rzymie Idze szło raczej gładko, nie oddała ani seta. Aryna miała większe perturbacje, zwłaszcza w starciu z Eliną Switoliną. Zawodniczki nie podały sobie rąk (Ukrainka nie ściska dłoni rywalkom z Białorusi i Rosji), ale stworzyły kapitalne widowisko. Mecz z charakterną Jeleną Ostapenko w ćwierćfinale był już tylko drobną przeszkodą. A Danielle Collins, z którą Sabalenka spotkała się w półfinale, nie przypominała samej siebie z ostatnich miesięcy. Dodajmy, że z turnieju na samym początku wycofała się Jelena Rybakina, zeszłoroczna triumfatorka, która chciałaby pewnie pokrzyżować plany i Polce, i Białorusince.
Wygrywa tylko Iga
O finał w Italii Polka grała z trzecią w rankingu Coco Gauff. Amerykanka w konferencji po meczu przyznała, że chyba z każdym by wygrała, będąc w takiej dyspozycji – ale nie z Igą (nasza tenisistka wygrała 10 z 11 ich spotkań). Podobnie rozczarowana musi być Madison Keys, której marzył się rewanż za Madryt. „Iga rozgania przeciwniczki po całym korcie” – komentowała czwarta rakieta USA po występie w hiszpańskim turnieju. I w Rzymie znów musiała ulec.
Polskim kibicom takich komentarzy słucha się rzecz jasna miło, a liczby Igi Świątek też robią wielkie wrażenie: 21 tytułów, 103 tygodnie na czele rankingu WTA, w którym prowadzi z rekordową liczbą punktów (przeszło 11 tys.), trzymając rywalki na niemały dystans. Co ciekawe (znów), przez ostatnie dwa lata Aryna Sabalenka ustawiła w gablocie tylko cztery trofea (w tym dwa cenne za Australian Open w 2023 i 2024 r.), pięć odebrała Coco Gauff (w tym US Open 2023), sześć Jelena Rybakina (w tym Wimbledon 2022), Iga – aż 18 (w tym Roland Garros 2022 i 2023 oraz US Open 2022).
Nieźle to mało powiedziane. Ciekawą rzecz powiedziała zresztą Aryna Sabalenka w czasie niedawnej konferencji prasowej: Iga jest może nieco lepsza na mączce, Rybakina na trawie, a ona sama najlepiej czuje się na kortach twardych. Ale nawierzchnia nie jest najważniejsza, kluczowe są „małe rzeczy” i wdrażane na bieżąco drobne poprawki, które decydują o tym, kto ostatecznie wygrywa.
Rzym jest jednym z ostatnich przystanków przed wielkoszlemowym Rolandem Garrosem (start 26 maja) i jednym z ostatnich dużych turniejów rozgrywanych na nawierzchni ziemnej. Potem zawodnicy i zawodniczki przeniosą się na trawę z Wimbledonem w roli głównej. Na mączce będą też rozgrywane igrzyska w Paryżu, zresztą na tych samych kortach co French Open. Lato zapowiada się gorące.