Sport

Polska zasłużenie przegrała z Austrią na Euro 2024. To już raczej koniec marzeń

Polska przegrała z Austrią swój drugi mecz na Euro 2024 i praktycznie może porzucić marzenia o wyjściu z grupy. 21 czerwca 2024 r. Polska przegrała z Austrią swój drugi mecz na Euro 2024 i praktycznie może porzucić marzenia o wyjściu z grupy. 21 czerwca 2024 r. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl
Porażka Polski z Austrią praktycznie grzebie nasze nadzieje na awans. Gorzej, że zaciera dobre wrażenie po pierwszym meczu. Ten dzisiejszy w Berlinie pokazał, jak wiele brakuje naszej drużynie do stabilizacji poziomu, nie mówiąc już o postępie.

Przez cały piątek w Berlinie najczęściej można było zobaczyć dwa kolory – biel i czerwień. Na Stadionie Olimpijskim w stolicy Niemiec było oczywiście tak samo. Po ostatnim gwizdku sędziego cieszyli się jednak tylko czerwono-biało-czerwoni Austriacy. Robert Lewandowski nie pomógł. Polacy byli po prostu słabsi przez większą część gry. Euro 2024 będzie dla nich prawdopodobnie za kilka dni historią.

Euro 2024. Zmiana rozpaczy Michała Probierza

Trener Michał Probierz znów zaskoczył składem. Najpierw ogłosił, że cała jego kadra jest zdrowa, a potem w wyjściowej jedenastce nie umieścił Lewandowskiego. W ataku obok Adama Buksy stanął Krzysztof Piątek.

Austriacy postanowili pokazać od początku, że to oni będą rządzić, a Polacy nie umieli się temu przeciwstawić. Trema ich obezwładniła? Trudno wytłumaczyć to, co stało się w 9. minucie. Przedziwna bierność Polaków spowodowała, że Gernet Trauner najspokojniej w świecie z bardzo bliska główkował w górny róg bramki. I było 0:1.

Gol przez długą chwilę nie zmobilizował drużyny Probierza. Pierwszy ocknął się Piotr Zieliński. Po jego strzale piłka trafiła w rękę Austriaka. Turecki sędzia zignorował tę sytuację. Powoli nasze akcje zaczęły się zazębiać i wreszcie po 30 minutach wielka radość. Najpierw odbita piłka po strzale, a potem Krzysztof Piątek pakuje ją do siatki. Był remis i mecz zaczynał się od początku. A jednak wciąż szkoda słabiutkiego pierwszego kwadransa.

Tuż przed końcem pierwszej połowy Zieliński jeszcze raz pokazał, że jest najjaśniejszym punktem zespołu. Jego rzut wolny z trudem wybił na róg Patrick Pentz.

Po zmianie stron było już gorzej. Pierwsze minuty po powrocie na boisko były spokojniejsze i bardziej wyrównane niż początek meczu. Po niespełna godzinie – kolejna niekonwencjonalna decyzja. Schodzą Buksa i Piątek. Wchodzą Lewandowski i Karol Świderski. Ale zamiast cieszyć się z ich obecności, trzeba było przełknąć gorycz straconego gola. Christoph Baumagartner wjechał nieniepokojony przez polskich stoperów na pole karne i płaskim strzałem nie dał szans Wojciechowi Szczęsnemu. Teraz potrzebne były dwa trafienia, żeby marzyć o jakimkolwiek sukcesie. Na przechylenie szali na polską stronę zostało dwadzieścia kilka minut. Wszedł Kamil Grosicki, co można nazwać zmianą rozpaczy Probierza, która i tak nic nie dała. Po chwili w sytuacji sam na sam ze Szczęsnym znalazł się Marcel Sabitzer. Polski bramkarz nie miał wyjścia, musiał faulować. Rzut karny w 78. minucie i było po zawodach (zdobył go 35-letni Marko Arnautović).

Euro 2024. To już raczej koniec marzeń Polaków

Właściwie od momentu losowania było wiadomo, że prawdopodobnie mecz z Austrią zadecyduje, czy będziemy mieli szanse na występ w jednej ósmej finału. Polacy starali się pokazać Holendrom, że z nimi też można wyszarpać korzystny wynik. I niewiele brakowało, by punkt za remis stał się faktem. Austriacy byli w podobnej sytuacji w spotkaniu z Francją. To były „mecze walki”, co nie jest komplementem. Szczególnie dla Francuzów – mieli duże problemy z uporaniem się z brutalnymi, jak chcą jedni, czy walecznymi, jak nazwali to inni, podopiecznymi Ralfa Rangnicka. Zadecydował „swojak” austriackiego obrońcy.

Porażka Polski z Austrią praktycznie grzebie nasze nadzieje na awans. Gorzej, że zaciera dobre wrażenie po pierwszym meczu. Ten dzisiejszy w Berlinie pokazał, jak wiele brakuje naszej drużynie do stabilizacji poziomu, nie mówiąc już o postępie.

W środę 26 czerwca wszystko będzie jasne w grupowej części mistrzostw. Ale dzisiaj chyba już można powiedzieć, że przesadne wydawały się obawy o powiększenie liczby finalistów do 24, nie zmniejszyło to atrakcyjności rozgrywek. Triumfują ci, którzy powtarzają, że dzisiaj słabeuszy już nie ma. Cieszyliśmy się z postawy Polaków, a jak bardzo powinni być wobec tego zadowoleni Słowacy, którzy nie dość, że nie przestraszyli się sławnych Belgów, to jeszcze schodzili z boiska z 3 pkt w tabeli? Piątkowa porażka z Ukraińcami tej oceny nie zmienia.

A kto by pomyślał, że wielkie emocje będziemy przeżywać podczas starcia Turków z Gruzinami? Z drugiej strony kręcimy nosem na poczynania niektórych faworytów. Anglicy i Włosi nie wyglądają na razie na takich, którzy mogliby się bić o najwyższe cele (a to przecież finaliści poprzedniego Euro).

Polacy, skazani już raczej na role statystów, spróbują postawić się Francuzom. Mecz odbędzie się 25 czerwca o godz. 18 w Dortmundzie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną