Pierwszy kwartał tenisowego sezonu, czyli rywalizacja na kortach twardych, ze szczególnym uwzględnieniem Australian Open oraz cyklu prestiżowych, popłatnych i mocno obsadzonych turniejów arabsko-amerykańskich Iga Świątek musi spisać na straty. Scenariusz wszystkich jej startów był podobny: pewne zwycięstwa w początkowych fazach, ale im dalej, tym gorzej. Ćwierćfinałowy mecz w Miami z młodą, zdolną, jednak notowaną w połowie drugiej setki rankingu i nie w pełni zdrową Filipinką Alexandrą Ealą Iga przegrała szybko i gładko, a z jej postawy na korcie biła przez większość meczu czysta bezradność.
Straty rankingowe się kumulują. Liderka, Aryna Sabalenka, uciekła już na ponad 3 tys. punktów, grupa pościgowa rośnie w siłę. Przybywa rywalek, którym sposób gry Świątek – siła razy ramię – jest niestraszny, a gdy odpowiadają tym samym, Iga się gubi. Coraz częściej sprawia wrażenie przygniecionej oczekiwaniami, presją i konferencjami prasowymi. Do pytań o zmęczenie, napięcie i psychiczny koszt odcięcia od zwyczajnego życia doszło kolejne: jak znosi niechęć, a czasem wręcz ostentacyjny hejt kibiców i pseudokibiców? Pierwsza fala uderzyła kilka miesięcy temu po wykryciu w jej organizmie zabronionej substancji, choć udowodniła, że winny jest zanieczyszczony lek. Ale niedawno doświadczyła niechęci bezpośrednio – pewien bezczelny typek celujący w internetową popularność (uzbrojony w kamerę ze smartfona) wtargnął na jej trening i zaczął zadawać prowokacyjne pytania natury osobistej.
Rozedrganie i frustracja, w jaką coraz częściej Świątek wpada na korcie, są o tyle zastanawiające, że od lat ma u boku psycholog Darię Abramowicz. Gdy mamy do czynienia z ewidentnym sportowym regresem, narzucają się wnioski, że jest to wina trenera, mówi się o wypaleniu układu, skąd już prosta droga do zmian.