Taktyka przetrwania
Taktyka przetrwania prezesa Piesiewicza. Prezes PKOl mocno trzyma się stanowiska
Podczas niedawnych mistrzostw Europy w koszykówce, rozgrywanych w katowickim Spodku, Radosław Piesiewicz tryskał humorem. Rozpowiadał na lewo i prawo, że kwestia jego odwołania ze stanowiska prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego to już przeszłość, że znów ma za sobą działaczy, a na dodatek odgrażał się, że za dwa lata, gdy PiS wróci do władzy, to on obejmie Ministerstwo Sportu. Wówczas, mając do dyspozycji kij i marchewkę w postaci państwowych pieniędzy na zawodowy sport, odegra się na tych, którzy jeszcze niedawno kopali pod nim dołki.
Prezes PKOl to funkcja wyłącznie tytularna i reprezentacyjna, ale Piesiewicz ma wyjątkowe parcie na szkło, uwielbia blichtr i pławienie się w luksusie, czego dowiódł podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu, kiedy na nieco ponad dwa tygodnie obsadził się w roli gospodarza Domu Polskiego, czyli wynajętego za niemal 13 mln zł (z pieniędzy PKOl) pałacyku w Lasku Bulońskim. Radosław i Agnieszka Piesiewiczowie, niczym udzielna para książęca, podejmowali prezydenta Dudę z pierwszą damą oraz innych gości, których prezes PKOl uznał za godnych zaszczycenia swoją osobą, miał wobec nich jakiś dług wdzięczności albo uznał, że mogą mu się kiedyś przydać. Mimo ministerialnych ambicji rezygnować z przewodzenia polskiemu olimpizmowi nie zamierza, w 2027 r. będzie się ubiegał o kolejną kadencję. A jako ewentualny minister sportu doprowadzi za pomocą unii personalnej do połączenia PKOl i resortu sportu.
Czytaj też: Wprowadzał Piesiewicza na sportowe salony
Luksusowa para
Wczesną wiosną wydawało się, że pozbawienie Piesiewicza funkcji szefa polskiego olimpizmu wisi w powietrzu, i na dodatek będzie się musiał mierzyć z zarzutami prokuratorskimi.