Brutalny atak na premiera Berlusconiego mógł podniecić napastniczkę, która zaatakowała, szczęśliwie bezkrwawo (choć, jakie są fizyczne skutki napaści, okaże się w pełni być może dopiero za jakiś czas) papieża Benedykta XVI tuż przed pasterką w Bazylice św. Piotra. Jednak dziś papież dziś sprawiał wrażenie, że wszystko wraca do normy. Przynajmniej w sensie formy psychofizycznej.
Mniej oczywiste, czy do normy i jak szybko wrócą stosunki Watykanu z tą częścią działaczy żydowskich, która uprzejmie lecz stanowczo skrytykowała podpisanie przez Benedykta dekretu bardzo przybliżającego wyniesienie papieża Piusa XII na ołtarze Kościoła.
Bohaterowie tego dramatu konsekwentnie odgrywają swe role. Watykan widzi w Piusie XII jednego z największych papieży XX wieku, a może nawet czasów nowożytnych. Czci go i za przeprowadzenie Kościoła przez potworną wojnę światową, za nauki moralne i teologiczne długiego pontyfikatu, za głęboką mistyczną pobożność. To są kościelne powody, dla których i papież Wojtyła, i papież Ratzinger zaangażowali się w sprawę kanonizacji papieża Pacellego. I z pewnością rzecz zostanie doprowadzona do samego końca.
Drugi aktor dramatu to polemiści żydowscy. Na pewno nie wszyscy są anty- kościelnymi radykałami. Przeciwnie, wielu uczestniczy na co dzień w dialogu żydowsko-katolickim. I właśnie dlatego mają problem z kanonizacją Piusa. Muszą brać pod uwagę, że w ostatnich latach wyrosła ona na coś w rodzaju probierza w tym dialogu.
Wprawdzie zaraz po wojnie Piusa działacze żydowscy (np.Golda Meir) chwalili za pomoc w ratowaniu Żydów w Rzymie, ale od lat 60. ten wizerunek zaczął się zmieniać aż przybrał obecną negatywną postać. Sprowadza się on do tego, że Pius XII milczał w obliczu zagłady Żydów, mógł zrobić dużo więcej niż zrobił dla ocalenia Żydów.