Otwarta i skromna, liberalna i kompetentna – tak niemieccy protestanci opisują pierwszą kobietę, która przewodzi 25 mln wiernych Kościoła ewangelicko-luterańskiego w Niemczech.
Była najmłodszą z trzech sióstr i ostatnią nadzieją ojca – miała przejąć po nim zakład samochodowy wraz ze stacją benzynową. Dziewczynka nazywana przez wszystkich Małym Robertem chętnie przebywała w ojcowskim warsztacie. Duży Robert, ojciec, rozglądał się uważnie wśród przyjmowanych do fachu uczniów, szukając kandydata na męża dla najmłodszej. Gdyby go znalazł, Margot Käßmann nie opuściłaby zapewne okolic rodzinnego Marburga, tylko żyła otoczona bliższą i dalszą rodziną, która tu właśnie „między moim rodzinnym domem a stacją benzynową” zapuściła korzenie, jak pisze pani biskup w swoich wspomnieniach z dzieciństwa.
Matka przywędrowała po wojnie z Pomorza. Ewangelicka parafia w Koszalinie podaje, że ochrzczona została w tamtejszym kościele św. Gertrudy i dostała na chrzcie imię patronki. Córka wspomina ją jako uosobienie protestanckich cnót: pracowita, surowa (znacznie surowsza od ojca) i głębokiej wiary. Mimo licznych obowiązków domowych pomagała dodatkowo w warsztacie męża – małe rodzinne przedsiębiorstwo wymagało pracy w świątek i piątek. Dzień zaczynali od wspólnej modlitwy, niedzielne msze były oczywistością. „Jeśli dobry Bóg ma czas dla ciebie przez cały tydzień, to możesz przecież znaleźć dla niego tę jedną godzinę w niedzielę” – mawiała matka. Córki grały w kościelnej orkiestrze puzonistów, a po konfirmacji służyły do mszy jako ministrantki.
Biskup Käßmann
Margot Käßmann wspomina, że wzrastała w rytmie kościelnych świąt i rytuałów. Jej udział w życiu parafialnym był też jakąś oczywistością – a jednak to dopiero wyjazd na spotkanie z młodzieżą ewangelicką w USA uświadomił 17-letniej wówczas dziewczynie, gdzie ma szukać swojego miejsca w życiu. Zdecydowała się zająć teologią. Studiowała ją na uniwersytetach w Tybindze, Edynburgu, Getyndze i Marburgu, uzyskując tytuł doktora. Na studiach poznała swojego męża, starszego o cztery lata Eckhardta, który również został pastorem. Małżeństwo zamieszkało w północnej Hesji i zajęło się posługą w jednej z prowincjonalnych parafii. Pani pastor Käßmann, całkowite przeciwieństwo nieśmiałego i flegmatycznego męża, szybko zwróciła na siebie uwagę kościelnych hierarchów.
Była zdecydowana i niekonwencjonalna – na zgromadzenie ogólne Ekumenicznej Rady Kościołów w 1983 r. poleciała do Vancouver z niemowlęciem na ręku. Gdy przed 10 laty wybrana została na biskupa krajowego Kościoła ewangelicko-luterańskiego w Hanowerze, największej, trzymilionowej wspólnoty ewangelickiej w Niemczech, miała 41 lat i była matką czterech córek. „Fakt, że w ogóle doszło do ordynacji kobiet w Kościele, pokazuje, że współczesne społeczeństwo zmieniło się na tyle, iż jest już w stanie zaakceptować kobietę pastora, a nawet widzi w tym szansę”– skwitowała swój wybór. Nieprzekonani pytali jednak: Czy kobieta może podjąć się tego zadania? I czy w ogóle wypada, by pełniła ten urząd matka wielodzietnej rodziny?
Wąpliwości zniknęły po roku. Kompetencje biskup Käßmann, charyzma i umiejętności retoryczne godne wytrawnego polityka zaczęły ściągać do hanowerskiej katedry tłumy wiernych. Jej książki, mające w założeniu służyć pomocą szukającym Boga w codzienności, zyskiwały coraz szersze grono entuzjastów. Pomieszczenia biskupstwa w Hanowerze uznać można było za symbol nowych czasów – na parterze urzędowała pani biskup, na piętrze jej mąż. Tu zamieszkała bowiem rodzina, zaś pastor mąż przejął prowadzenie domu i opiekę nad dorastającymi córkami. Pytany przez dziennikarzy, jak się czuje w tej roli, mówił, że nie narzeka, doświadcza wielu wzruszeń nieznanych zwykle większości ojców. „Mój mąż nie jest typem biednego, uciśnionego mężczyzny” – podkreśliła w jednym z wywiadów pani biskup.
Bez obłudy
W 2006 r. wybrana została kobietą roku. Dla Käßmann był to trudny czas – zachorowała na raka piersi i postanowiła publicznie stawić czoła chorobie. Uznała, że swoją postawą doda odwagi innym kobietom. Rekonwalescencję po operacji przechodziła samotnie, z dala od rodziny. „Siłę odnajduję w wierze” – wyjaśniała wówczas. Rok później wielu komentatorów uznało jej karierę w Kościele za zakończoną – biskup Käßmann wystąpiła o rozwód po 26 latach małżeństwa. Z kręgu najbliższych współpracowników przeniknęły do mediów skąpe informacje, że przyczyną był powiększający się od lat dystans między małżonkami.
Córki były już odchowane, samodzielne i tylko najmłodsza, 16-letnia wówczas Estera, mieszkała z rodzicami. Dziennikarz „Bilda” dotarł do teściowej pani biskup i obwieścił na łamach gazety, że wraz z synem ubolewała ona nad tym, że musiał żyć w cieniu energicznej i pewnej siebie żony. Rozwód pani biskup spotkał się z różnorodną reakcją. Odezwali sie krytycy, którzy zarzucili jej ciągoty feministyczne. Nie brakowało słów ubolewania, że plaga niemieckiego społeczeństwa (40 proc. małżeństw kończy się rozwodem) nie ominęła domu duchownych, którzy swoim życiem powinni wszak dawać budujący przykład. Kościół ewangelicki nie uznaje wprawdzie małżeństwa za sakrament i dopuszcza rozwody, ale i on, podobnie jak Kościół katolicki, wysoko ceni trwałość rodziny.
Ciesząca się sympatią i szacunkiem Margot Käßmann mogła jednak liczyć na zrozumienie licznych obrońców. Przypomnieli, że jest ona co prawda pierwszą kobietą pełniącą wysoką funkcję w Kościele, która zdecydowała się na rozwód, ale nie pierwszą rozwódką biskupem w Niemczech. Co jednak ważniejsze – u jej boku stanęli wierni. Uznali, że biskup Käßmann żyje w zgodzie z głoszonymi przez siebie naukami: „unikaj obłudy – żyj w prawdzie”. Pani biskup nie tylko pozostała na urzędzie, ale w październiku 2009 r. wybrano ją, zdecydowaną większością głosów synodu biskupiego, na najwyższe stanowisko Kościoła ewangelickiego w Niemczech – przewodniczącą jego rady, odpowiednika episkopatu w Kościele katolickim.