Stymulatorem zachodzących na Bliskim Wschodzie zmian jest nowy gracz na boisku: Iran zmierzający szybkim krokiem do produkcji własnej broni nuklearnej. Ani sankcje gospodarcze, jawnie łamane przez państwa czerpiące zyski z kontaktów handlowych z Teheranem, ani coraz wyraźniejsze pogróżki Stanów Zjednoczonych w niczym nie wpłynęły na politykę irańską, a już na pewno nie uspokoiły sunnickich krajów arabskich, obawiających się rosnącego islamskiego fundamentalizmu.
Jeszcze do niedawna epicentrum zainteresowania stanowił spór izraelsko-palestyński i wszystkie związane z tym reperkusje. Ale im bardziej jałowe stają się wieloletnie rokowania pokojowe, tym niższy kurs tego konfliktu na giełdzie światowej opinii publicznej. Nawet państwa arabskie sukcesywnie wycofują ze swojej retoryki kwestię „syjonistycznej ekspansji”. Na porządku dziennym stają problemy, które bezpośrednio dotyczą ich dalszej egzystencji w istniejącym układzie sił.
Najbardziej symptomatyczna jest inicjatywa egipska: od kilku tygodni wojska inżynieryjne odgradzają ten kraj od palestyńskiej Strefy Gazy betonowo-stalowym murem, wpuszczanym w ziemię na głębokość 18 m. Konstrukcja ma unieruchomić istniejące pod granicą tunele, przez które bojownicy Hamasu importują broń, eksportując równocześnie islamski fundamentalizm (emisariuszy ideowych, wywrotową bibułę oraz terrorystów godzących w jedno z najistotniejszych źródeł egipskiego dochodu – turystykę). Ruch przez tunele wzmacniał Bractwo Muzułmańskie, najgroźniejszą opozycję 82-letniego Hosni Mubaraka, pragnącego wykreować syna Dżamala na swego następcę w kairskim pałacu prezydenckim.
W tym samym czasie irańska Gwardia Rewolucyjna, zbrojne ramię ajatollahów, brutalnie tłumi każdy zryw opozycji.