Ze średniowiecznego świata Joanny chciałoby się uciec z wielu powodów – jej ojciec jest utajonym sadystą; matka, skłaniająca się ku pogaństwu, podporządkowuje mu się, a cała wieś jest zapadłą błotnistą dziura, w której czai się śmierć. Do buntu Joanny dochodzi jednak z woli Boga: to siła wyższa stworzyła ją taką, jaką jest. Mała dziewczynka bez trudu nauczyła się łaciny i greki, podczas gdy jej nierozgarnięty brat – którego ojciec, sam będący kapłanem, chce koniecznie umieścić w szkole katedralnej – nie daje sobie z tym rady.
Tymczasem Joanna „wbrew niewieściej naturze” uczy się, a potem tak bezbłędnie się sprawdza w roli człowieka Kościoła, że aż – co za skandal! – otrzymuje godność papieża.
Wola Najwyższego
Można tę postać postrzegać dwojako: jako upartą kontestatorkę, nieakceptującą świata i przewidzianej dla niej roli, albo jako kobietę, która uważa, że sam Pan jej tę rolę przeznaczył. Główna bohaterka filmu „Papieżyca Joanna” (2009) niemieckiego reżysera Sönke Wortmanna jest właśnie wierną wyznawczynią Boga: nie mogą jej powstrzymać ani razy, które znosi od ojca, ani upokorzenia ze strony nauczyciela ze szkoły katedralnej. Działa, ponieważ wierzy. Wszystko, co z tego wynika, jest zrządzeniem Bożym, a wszelki opór jest daremny.
Fakt, że powieść amerykańskiej autorki została sfilmowana w Niemczech, nie jest niczym niezwykłym. Książka „Papieżyca Joanna” Donny Woolfolk Cross nie odniosła w Stanach Zjednoczonych większego sukcesu, bo też tam nigdy nie słyszano o kobiecie na tronie papieskim. Powieść była bestselerem przede wszystkim w Niemczech, być może z powodu niemieckich korzeni Joanny. Działo się to całe lata przed tym, nim Dan Brown w „Kodzie Leonarda da Vinci” wmawiał Kościołowi katolickiemu, że Maria Magdalena była matką tej instytucji.