Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Tani atom

Rozmowa z Hervé Bernardem

Josef Müllek / Smarterpix/PantherMedia
Francuzi wiedzą, że nasz program nuklearny jest solidny - mówi Hervé Bernard, dyrektor we francuskim Komisariacie ds. Energii Atomowej (CEA).
Hervé BernardGrzegorz Press/Polityka Hervé Bernard

Marek Ostrowski: – Jak to się stało, że Francja zbudowała tyle elektrowni jądrowych? Aż 75 proc. całej energii elektrycznej pochodzi z atomu.

Hervé Bernard: – To proste. Wyczerpaliśmy wszystkie nasze zasoby kopalne. Najpierw węgiel (jego eksploatacja stała się nieopłacalna), potem złoża gazu. A przecież, by kraj mógł się rozwijać, potrzebowaliśmy energii, w szczególności elektryczności. Bieg rzeczy przyspieszył szok naftowy z lat 70. Rząd francuski uznał wówczas, że potrzebujemy niezależności energetycznej. Tę dawała w tamtych czasach energia jądrowa.

W Niemczech czy Wielkiej Brytanii było inaczej?

Tak, Niemcy mieli jeszcze zasoby energetyczne. Francja przypominała raczej Japonię, która również nie miała własnych źródeł energii i która niezależność energetyczną uzyskała dzięki energii jądrowej. Jeśli doliczyć energię wodną i ze źródeł odnawialnych, dysponujemy w 90 proc. energią bez węgla.

W wielu krajach korzystanie z energii jądrowej budzi opór społeczeństwa.

W przypadku Francji można mówić o kompromisie. Nie było silnego oporu, bo każdy kolejny rząd kontynuował prace nad budową reaktorów. Opinia publiczna to akceptowała. Kłopoty pojawiły się w latach 90., kiedy zaczęto martwić się o odpady radioaktywne. Według opinii publicznej, Francja nie dysponowała skutecznym technicznym rozwiązaniem problemu. Wyłączając tę kwestię, akceptacja dla energii jądrowej jest zadowalająca.

Ale jak to wytłumaczyć?

Nie doszło do tej pory do żadnego wypadku; Francuzi wiedzą, że nasz program nuklearny jest solidny.

Polityka 13.2010 (2749) z dnia 27.03.2010; Świat; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Tani atom"
Reklama