W poniedziałek rano sześć statków płynących w konwoju z pomocą humanitarną dla odciętej od świata Strefy Gazy otoczyła izraelska marynarka zarówno od strony morza, jak i z powietrza. Według oficjalnego stanowiska izraelskiej armii, komandosi napotkali opór ze strony aktywistów, którzy mieli strzelać z ostrej amunicji i atakować nożami. W oświadczeniu czytamy, że "życie żołnierzy było w niebezpieczeństwie, po tym jak zostali zaatakowani". Zginęło 9 aktywistów przebywających statku, ok. 20 jest rannych. W mediach podawano jednak różne liczby ofiar (najczęściej 10, a nawet 19). Rany odniosło także kilku żołnierzy.To kolejna z nieścisłości, ponieważ zdaniem organizatorów, na statkach nie było broni.
Stanowczo mówi o tym m.in. Małgorzata Juszczak, była obserwator międzynarodowa na Zachodnim Brzegu. - Wszystkie statki zostały przed wypłynięciem sprawdzone pod kątem obecności broni na pokładzie. Informacje o tym, że obecni na statkach ludzie byli nieuzbrojeni, można znaleźć także aktualizowanej stronie Twittera Free Gaza Movement, opisującego wydarzenia na statku.
Wiadomo, że 27 maja Freedom Flotilla, koalicja organizacji humanitarnych i praw człowieka, wyruszyła w rejs z portów z greckiej części Cypru. Na pokładach znajdowało się 700 aktywistów i dziennikarzy z 40 krajów oraz 10 tys. ton artykułów spożywczych, ale także cement, lekarstwa, sprzęt medyczny i zabawki. W poniedziałek minister obrony Izraela Ehud Barak powiedział, że Izrael jest gotowy na konsekwencje za tę akcję. Minister wyraził żal z powodu śmierci ofiar, ale nazwał flotyllę polityczną prowokacją, a organizatorów rejsu oskarżył o wspieranie organizacji terrorystycznej (Hamasu – red.). Małgorzata Juszczak zapewnia, że organizatorzy wyprawy nie mają związków z żadnymi ruchami politycznymi, ani z Hamasem, ani z Fatahem.