Jugosłowiański przewodnik turystyczny z 1965 r. z dumą ogłaszał: „Dziś Prisztina porzuca swe dawne wspomnienia i, porzucając stare, zamienia się w nowoczesne miasto – miasto socjalistyczne”. Slogan tamtych czasów: „Niszczymy stare, budujemy nowe”, został zrealizowany totalnie – nie oszczędzono, jak miało to miejsce z handlowymi dzielnicami Skopje czy Sarajewa, niczego. Nowoczesna Prisztina była niechcianym darem przywódcy Jugosławii Josipa Broz-Tity dla kosowskich Albańczyków, a slogan budowniczych przetrwał ich samych i – ma się wrażenie – stał się klątwą rzuconą na region: wciąż się tu buduje, żeby zburzyć, i burzy, żeby budować. Od momentu ogłoszenia niepodległości w 2008 r. najwięcej zbudowano pomników i mauzoleów.
Bo raczkująca państwowość potrzebuje symboli i mitów. W ich poszukiwaniu nie sięga się w daleką przeszłość – Kosowe Pole zostawia się Serbom, a Skanderbega Albańczykom z Albanii. Mitem założycielskim nowego państwa jest Wyzwoleńcza Armia Kosowa – UÇK. Mit ma więc w zasadzie jakieś 15 lat. UÇK i jej przywódcy – tacy jak kosowski Che Guevara, Bac (Wujek) Adem Jashari – nadają się na pomniki zdecydowanie lepiej niż ugodowy Ibrahim Rugova (nieżyjący od 2006 r. prezydent Kosowa, jeszcze w składzie Jugosławii/Serbii) i jego niewyraźna polityka biernego oporu. Nawet jeśli to partia Rugovy pobiła w pierwszych po wojnach bałkańskich wyborach w 2000 r. rywali z UÇK (58 proc. wobec 27 proc.), którymi wszyscy byli już zmęczeni, masową wyobraźnią rządzi właśnie UÇK. Jej dzisiejsza polityczna mutacja w postaci Demokratycznej Partii Kosowa premiera Hashima Thaciego zawłaszcza całą przestrzeń symboliczną najmłodszego państwa w Europie.