Ale nie z przyczyn politycznych, a dlatego, że wielu moich kolegów, obrońców w sprawach karnych sygnalizuje od lat, że sądy nadużywają tymczasowego aresztowania. Zakajew się nie ukrywa, nie ucieka i - do merytorycznego rozpatrzenia jego sprawy - nie ma powodu, by siedział za kratkami. Nietrudno też wyczuć ogólniejsze sympatie dla Czeczenów w Polsce. Historia ich walk z ekspansją rosyjskiego imperium w XIX wieku zbiega się z polskim oporem w zaborze rosyjskim. Rozumiemy więc lepiej ich emocje niż inni nasi partnerzy w Unii Europejskiej.
Jednak oceny w Polsce nie powinny być schematyczne. Chciałem krótko przedstawić dwie historie. Nie zapomnę sceny, jaka się rozegrała dobrych kilka lat temu na Światowym Forum Gospodarczym w Davos, kiedy sprawę praw Czeczenów i terroryzmu na tle krwawej wojny w Czeczenii poruszono na seminarium z udziałem Grigorija Jawlińskiego. Jawliński nie tylko jest opozycjonistą i liberałem, ale ma o Władimirze Putinie opinię znacznie gorszą niż jakikolwiek polski rusofob. Mimo to, Jawliński dosłownie się zagotował z oburzenia. Oświadczył, że nie ma cienia sympatii dla ludzi, którzy - zdesperowani czy nie - gotowi są z materiałem wybuchowym wkraczać do szkoły pełnej dzieci. Takim emocjom w Rosji trudno się dziwić.
Wiele lat temu do redakcji POLITYKI zgłosił się pisarz czeczeński, przerażony wojną, zagubiony i biedny. Długo nam o swej kaukaskiej krainie opowiadał. Ostrzegał przed naiwnym, czarno-białym spojrzeniem. To społeczeństwo klanów i klanowych wodzów, ludzi ambitnych i gwałtownych, walczących o władzę i majątek. Sprzymierzają się ale i zdradzają. Jedni widzą interes w samodzielności, inni robią kariery u boku Rosji. Słynne polskie pytanie: „Bić się czy nie bić” - jest też zadawane w Czeczenii - mówił.
Nie ulega wątpliwości, że imperium rosyjskie podbiło Czeczenię, podobnie jak powiedzmy - w tym samym okresie - Francja podbiła Algierię.