Burka to nie islam
Rozmowa z Dounią Bouzar, francuską antropolożką religii
Szymon Łucyk: – Czy ponadroczna awantura o burki była naprawdę potrzebna? Przecież według oficjalnych statystyk we Francji – największym skupisku muzułmanów w Europie – liczba kobiet noszących zasłony nie przekracza 2 tys.
Dounia Bouzar: – Nie wiemy dokładnie, ile jest muzułmanek noszących zasłony. Bardzo trudno jest je policzyć. Z zakrytą twarzą wszystkie wyglądają niemal identycznie. Po drugie, na przykład salafici, czyli niewielka muzułmańska sekta, propagują zakrywanie twarzy, ale radzą kobietom, by pozostały w domach. Uważają, że niewychodzenie na ulicę uchroni je przed nieczystością tego świata. Czy liczba członków tej sekty we Francji rośnie? Nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że w ostatnich latach radykalne grupki muzułmanów mają u nas coraz większy wpływ na młodych ludzi. Nawet osoby zupełnie niezwiązane z tradycją muzułmańską zaczynają się wsłuchiwać w głos radykałów.
Mówimy o awanturze o burki, ale używamy też terminu „nikab”. O które więc zasłony rzeczywiście się spieramy i czym się one różnią?
Burka jest rodzajem zasłony z więzienną kratką na oczy, używaną niegdyś przez plemiona pasztuńskie w Afganistanie. Istniała tam już przed narodzinami islamu, ale współcześnie talibowie narzucili ją kobietom utrzymując, że jest zgodna z boskim przykazaniem. Na Zachód burka w tym znaczeniu jeszcze nie dotarła. Za to we francuskich mediach myli się ją często z inną muzułmańską zasłoną: nikabem, który rzeczywiście we Francji i innych krajach europejskich występuje najczęściej. Jest on ową słynną czarną zasłoną ze szczeliną na oczy, która przywędrowała do Europy z Arabii Saudyjskiej, właśnie za sprawą salafitów.