Wsiadłem do samochodu premiera Władimira Putina na 350. kilometrze trasy Chabarowsk-Czita, wysiadłem na 530. kilometrze.
Nie wszystko opisał pan wczoraj w swoim reportażu – powiedział Putin na powitanie.
Jak to? - zdziwiłem się. – Napisałem szczerze wszystko, jak było.
W przeddzień Putin strzelając z kuszy pobierał biopsję od szarych wielorybów na Oceanie Spokojnym, a potem, kiedy spytałem, kto będzie następnym jego celem po lampartach, niedźwiedziach i wielorybach, odpowiedział, że ja. A jeśli mi się nie podoba, żeby on strzelał do mnie z kuszy, to można zamiast tego wszczepić mi antenki, żeby śledzić, w której populacji żyję i w jaki sposób przemieszczam się po Moskwie.
A ja jeszcze powiedziałem, że można także wszczepić urządzenie, dzięki któremu pańska żona będzie wiedziała, gdzie pan jest i co pan robi, – przypomniał Putin, gościnnie otwierając drzwiczki swojej kanarkowej Łady Kaliny.
Naprawdę chce pan to zrobić? – zdziwiłem się. – To jednak prawda, że funkcjonariusze wywiadu nigdy nie są byłymi funkcjonariuszami. Ma pan jeszcze specjalistyczną aparaturę? Używa jej pan regularnie?
Aparatury już nie mam. To przeszłość.
W takim razie porozmawiajmy o teraźniejszości.
Porozmawiajmy – westchnął Putin.
Trudno prowadzić samochód i rozmawiać na tematy, które potem będą przekazywane z ust do ust. Poziom samokontroli jest trochę inny, nie będzie pan potem żałować?
Nie – znowu się roześmiał. – Teraz naprawdę wypoczywam, może po raz pierwszy od dziesięciu lat.
W takim razie: do roboty. Czym trudniej jest się zajmować, gospodarką czy polityką?