Rząd Raula Castro raczej blokuje to, co ostrożnie inicjowano wcześniej. Nowych pomysłów nie widać. Pozbyto się jednym ruchem wiceprezydenta Eduardo Lage, lekarza z wykształcenia, który odpowiadał za reformy. Pozbyto się, bo w rozmowie z dyplomatami i dziennikarzami hiszpańskimi pozwolił sobie na delikatny żart z Raula. Wywiad ma wszędzie swoich ludzi. Mówią o nim, że wie nawet o tym, że ktoś w starej Hawanie zapalił cygaro... zanim je rzeczywiście zapalił.
Reformy po kubańsku
Najważniejsza z reform polegała na wydzierżawieniu miliona hektarów stu tysiącom rodzin. Był to zapewne inspirujący wpływ początków reformy Deng Xiaopinga w Chinach, który najpierw postanowił zlikwidować głód. Na Kubie głodu nie ma, ale to, co jest do jedzenia, to monotonia i obrzydliwość. Nic już nie zostało z prawdziwej kuchni kubańskiej, w której królowały pieczone prosię i langusta. Większość produktów spożywczych na Kubie pochodzi dziś z importu. Z USA na przykład, mimo oficjalnej blokady, Kuba importuje kukurydzę, pszenicę, soję, kurczaki świeże i mrożone, olej jadalny. Dwa lata temu import żywności kosztował Kubę 715 mln dol., teraz spadł o 180 mln. Spadł nie dlatego, że Kuba odzyskała część „suwerenności żywnościowej” – do tego jeszcze daleko – ale dlatego, że na skutek globalnego kryzysu finansowego zmalały przekazy od rodzin z Florydy.
Zmniejszył się także napływ turystów oraz załamały ceny niklu. Kuba wydobywa ten surowiec od czasów Che Guevary. Spółkę typu joint venture utworzył z Kubańczykami kanadyjski potentat górniczy Sherritt, dzięki czemu wydobycie niklu znacznie wzrosło.