Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Reformierdas

Reformy na Kubie są do d...

Adam Jones, Ph.D. / Flickr CC by SA
W slangu hawańskim reformierdas znaczy g...ne reformy. Przypatrując się reżimowym decyzjom z ostatnich kilku miesięcy, trudno nie przyznać racji hawańskiej ulicy.

Rząd Raula Castro raczej blokuje to, co ostrożnie inicjowano wcześniej. Nowych pomysłów nie widać. Pozbyto się jednym ruchem wiceprezydenta Eduardo Lage, lekarza z wykształcenia, który odpowiadał za reformy. Pozbyto się, bo w rozmowie z dyplomatami i dziennikarzami hiszpańskimi pozwolił sobie na delikatny żart z Raula. Wywiad ma wszędzie swoich ludzi. Mówią o nim, że wie nawet o tym, że ktoś w starej Hawanie zapalił cygaro... zanim je rzeczywiście zapalił.

Reformy po kubańsku

Najważniejsza z reform polegała na wydzierżawieniu miliona hektarów stu tysiącom rodzin. Był to zapewne inspirujący wpływ początków reformy Deng Xiaopinga w Chinach, który najpierw postanowił zlikwidować głód. Na Kubie głodu nie ma, ale to, co jest do jedzenia, to monotonia i obrzydliwość. Nic już nie zostało z prawdziwej kuchni kubańskiej, w której królowały pieczone prosię i langusta. Większość produktów spożywczych na Kubie pochodzi dziś z importu. Z USA na przykład, mimo oficjalnej blokady, Kuba importuje kukurydzę, pszenicę, soję, kurczaki świeże i mrożone, olej jadalny. Dwa lata temu import żywności kosztował Kubę 715 mln dol., teraz spadł o 180 mln. Spadł nie dlatego, że Kuba odzyskała część „suwerenności żywnościowej” – do tego jeszcze daleko – ale dlatego, że na skutek globalnego kryzysu finansowego zmalały przekazy od rodzin z Florydy.

Zmniejszył się także napływ turystów oraz załamały ceny niklu. Kuba wydobywa ten surowiec od czasów Che Guevary. Spółkę typu joint venture utworzył z Kubańczykami kanadyjski potentat górniczy Sherritt, dzięki czemu wydobycie niklu znacznie wzrosło.

Polityka 40.2010 (2776) z dnia 02.10.2010; Świat; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Reformierdas"
Reklama