Na liście przedmiotów podejrzanych znajdują się kosze na śmieci, laptopy i kartony po butach. Podejrzliwość wzbudzić też może Libańczyk czekający na dworcu na pociąg. Wraz z nadejściem zimy Berlinem zawładnął strach przed zamachami terrorystycznymi. W domu towarowym KaDeWe zamknięto przechowalnię bagażu, w hotelu Adlon każdy gość musi przejść przez bramkę kontrolną. Oto raport z miasta w stanie podwyższonej gotowości.
W Berlinie pada deszcz ze śniegiem. Pod Bramą Brandenburską handel trwa jednak w najlepsze, a przebrani za Rosjan Rumuni sprzedają radzieckie ordery i odznaczenia zziębniętym Japończykom. Wysoko ponad głowami turystów mężczyźni na podnośniku dekorują potężną jodłę. Zaczynając od samego czubka, wieszają lśniące bombki i mocują elektryczne świeczki. Z dołu przyglądają się im policjanci w kamizelkach kuloodpornych.
W stolicy Niemiec trwa powszechne oswobadzanie choinek. Drzewka, które na czas transportu skrępowano plastikową siatką, rozpościerają zielone gałązki, a wszystko odbywa się pod czujnym okiem policji – tak jakby jej zadanie polegało na czuwaniu nad bezpieczeństwem iglaków, symbolu chrześcijańskiej kultury Zachodu.
W Berlinie wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, że kiedy w hotelu Adlon przy Placu Paryskim nocuje Barack Obama, plombowane są okoliczne studzienki. Gdy jednak do autobusu jadącego z dzielnicy Neukölln na dworzec Zoo wsiadają uzbrojeni po zęby policjanci, przypoconym pasażerom robi się co najmniej nieswojo. Co mundurowi mogą wskórać w zatłoczonym piętrusie? Ich obecność z pewnością nie rozwieje obaw obywateli – wręcz przeciwnie.
Od kiedy minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière po raz pierwszy ostrzegł przed możliwością zamachu ze strony radykalnych islamistów, atmosfera w Berlinie odczuwalnie się zmieniła.