Następcę dostrzeżono w nim jesienią 2007 r. Był świeżo upieczonym sekretarzem partii w Szanghaju, finansowym centrum Chin, zdemoralizowanym gigantycznym skandalem korupcyjnym. Poprzednik Xi Jinpinga na tym stanowisku Chen Liangyu wspólnie z dziesiątkami miejskich urzędników rozkradł fundusz emerytalny, a sprzeniewierzone miliony przelewał na prywatne konta i inwestował w firmy budowlane, szykujące między innymi Expo 2010.
Chen, w odróżnieniu od wielu dygnitarzy, otwarcie przy tym sprzeciwił się polityce rządu centralnego w Pekinie. Ekipa prezydenta Hu Jintao skrzętnie to wykorzystała, by przeprowadzić krucjatę antykorupcyjną przeciwko politykom z tzw. grupy szanghajskiej, zwolennikom poprzedniego przywódcy Chin Jiang Zemina. Do spacyfikowanego już Szanghaju prezydent Hu skierował słynącego z bezwzględności dla łapowników Xi Jinpinga, gubernatora sąsiedniej prowincji. Ten potrzebował ledwie kilku miesięcy, by odmienić wizerunek najbogatszej chińskiej metropolii i pogodzić ją z Pekinem.
Oto następca
Chen miał 9 wystawnych posiadłości, Xi uznał mieszkanie służbowe za zbyt luksusowe i przeniósł się do mniejszego. Dotąd pozostawał w cieniu żony, szalenie popularnej sopranistki i solistki zespołu wojskowego w randze generała dywizji, teraz stał się pupilem państwowej propagandy. „Miło słyszeć dobre wieści z Szanghaju” – pisał na pierwszej stronie partyjny „Dziennik Ludowy”. Gdy jeszcze do Szanghaju przyjechał Hu, co obszernie transmitowała ogólnochińska telewizja, Xi Jinpinga dopisano do listy potencjalnych następców prezydenta.
Te przypuszczenia potwierdziły się już kilka tygodni później w Wielkiej Hali Ludowej przy placu Tiananmen w Pekinie.