Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Szkoła na mikroprocesorach

Jonathan Ross / Smarterpix/PantherMedia
A może by tak wyrzucić tablicę, kredę, gąbkę? Zamiast algebry uczyć projektowania gier komputerowych? Skoro chodzi o to, żeby dzieci przygotować do życia, to w imię czego izolować je od współczesnych technologii cyfrowych?
Artykuł pochodzi z 2 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 10 stycznia.Polityka Artykuł pochodzi z 2 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 10 stycznia.

Pewnego zimowego poranka w jednej z zupełnie typowych nowojorskich szkół, w całkiem zwyczajnej klasie, Al Doyle prowadzi dość niezwykłe zajęcia. W wieku 54 lat jest weteranem szkolnictwa. Przez 32 lata w szkołach Manhattanu uczył plastyki i grafiki komputerowej. W tej placówce, nazwanej Quest to Learn, prowadzi teraz lekcje Sports for the Mind (Sport dla umysłu). Uczniowie uczęszczają na nie trzy razy w tygodniu. To lekcje nowych technologii i projektowania gier wideo.

Bieżąca dotyczy zasad ruchu przeciwnika – w tym przypadku nikczemnego oddziału najeżonych kolcami robotów. Dwudziestka gimnazjalistów obserwuje ich ruchy, a potem rozrysowuje je na papierze milimetrowym. Za chwilę będą tworzyć własne gry.

Doyle prowadzi lekcję z MacBooka podłączonego do wielkiej tablicy na ścianie. Ma minutę na wyprowadzenie zabawnej postaci w kasku i niebieskiej pelerynie z labiryntu, unikając robotów.

W prawo! W prawo! – krzyczą uczniowie. – Ile czasu mi zostało? – Trzynaście sekund!

Doyle uśmiecha się: Mam mnóstwo czasu. – Teraz prosto! Prosto! Al, prosto do celu! Doyle odnajduje wyjście z labiryntu niespełna dwie sekundy przed końcem. Rozlegają się owacje, ale niektórzy robią notatki.

Doyle opiera się na krześle. Czy czegoś ich nauczył? Tak naprawdę zależy to od tego, jak rozumiemy nauczanie i uczenie się. Co by się stało, gdyby nauczyciele porzucili relikty pedagogicznej przeszłości? I gdybyśmy spojrzeli na szkołę przez pryzmat marzeń naszych dzieci – jako na wielką zajmującą grę wideo?

Wyjątkowość Quest to Learn nie polega na tym, że prezentuje się ona jako dom dla „dzieci epoki cyfrowej”.

Reklama