W nowym Kongresie, który 5 stycznia zainaugurował swoją sesję, wzmocnieni po listopadowych wyborach republikanie będą próbowali odkręcić reformy zapoczątkowane przez prezydenta Obamę. Na Kapitolu dyktują warunki dzięki silnej większości w Izbie Reprezentantów i remisowej sytuacji w Senacie, gdzie przez obstrukcję parlamentarną mogą blokować inicjatywy demokratów.
W Izbie głównym rozgrywającym będzie jej nowy przewodniczący, lider republikańskiej opozycji John Boehner. Kolorem, jaki najlepiej go określa, jest szarość. Kongresmen z Ohio rzadko przyciąga uwagę mediów, nie porywa tłumów, nie tryska fajerwerkami erudycji jak jeden z jego poprzedników, błyskotliwy Newt Gingrich. John Boehner mówi suchymi, krótkimi zdaniami, powtarzając jak pacierz zasady konserwatywnego katechizmu: niskie podatki, mniej rządu, jak najmniej regulacji biznesu. Przed wyborami do Kongresu demokraci daremnie straszyli nim Amerykanów – mało kto wiedział, kim Boehner jest. Na Kapitolu wyróżnia go tylko opalenizna nabyta dzięki intensywnej grze w golfa. Spędza na niej wiele czasu ze znajomymi z korporacji.
Boehner to jeden z największych przyjaciół Amerykańskiej Izby Handlowej – podczas 20-letniej kariery na Kapitolu w 93 proc. głosowań zajmował stanowisko zgodne z jej linią. Nie ukrywa swych bliskich więzi z potentatami biznesu – otacza się korporacyjnymi lobbystami, przyjmuje datki od firm na kampanie, bez skrupułów korzysta z przelotów ich odrzutowcami. W Kongresie zainicjował Thursday Group, obiady czwartkowe dla prezesów koncernów i lobbystów. Przed głosowaniem w sprawie subwencji dla producentów tytoniu rozdawał w Izbie Reprezentantów czeki od tobacco lobby. „Gdy ktoś mówi o moich związkach z biznesem, to odpowiadam: sorry, sam jestem biznesem.