Tarcie płyt
Gdy kilkadziesiąt lat temu geolodzy i geofizycy zaczęli w Japonii weryfikować teorię płyt litosfery i wędrówki kontynentów, złapali się za głowy. Z przygotowanych przez nich map wynika, że na Ziemi nie ma bardziej niebezpiecznego miejsca niż najmłodsza strefa tektoniczna Azji. Tworzy się ona dosłownie na naszych oczach na skraju dwóch płyt – pacyficznej i eurazjatyckiej, w ich styk wciska się jeszcze znacznie mniejsza płyta filipińska. Granica między nią i płytą eurazjatycką przebiega przez wyspę Honsiu, która wzięła na siebie główny impet ostatniej katastrofy.
Skutkiem gwałtownego starcia płyty pacyficznej z Eurazją jest pas tysięcy wysp i wysepek ciągnących się od Cieśniny Beringa aż po Nową Zelandię: Aleuty, Kuryle, Wyspy Japońskie i Archipelag Filipiński. Wszędzie dymią wulkany, a obok ciągną się głębokie rowy oceaniczne. Właśnie obecność rowów świadczy, że jedna płyta, w tym przypadku pacyficzna, wsuwa się pod eurazjatycką. Ten proces to główny winowajca częstych trzęsień ziemi i źródło podtrzymujące aktywność dużej liczby wulkanów (w Japonii jest 30 czynnych i 170 wygasłych).
Na dodatek w rejonie Japonii płyty przesuwają się z dużą prędkością, około 8 cm rocznie, dlatego Wyspy Japońskie trzęsą się praktycznie bez przerwy. 11 marca doszło do jednorazowego przesunięcia od 5 do 10 m. Jeżeli do takiego zdarzenia dochodzi na obszarze podmorskim, niemal pewne jest powstanie tsunami, jego prędkość na pełnym morzu osiąga 800–900 km na godz., czyli równa jest prędkości odrzutowego samolotu pasażerskiego. Tym razem fala rozbiegła się po Oceanie Spokojnym w dość nietypowy sposób. Z potężnym impetem uderzyła w okolicach miasta Sendai, ale na Hawajach i w innych częściach Pacyfiku, także na wybrzeżu Ameryk i w Polinezji nie wyrządziła większych szkód.