Czy demokracja liberalna naprawdę może rozwijać się w państwach muzułmańskich? A może to tylko pobożne życzenia zlaicyzowanych społeczeństw zachodnich. Przedstawiamy dwie opinie: „wschodnią” i „zachodnią”.
Tomasz Zalewski: – Arabska wiosna ludów trwa, ale do demokracji, nawet w dwóch krajach, w których obalono dyktatorów, jeszcze daleko. Czy przeszkodą jest islam?
Akbar Ahmed: – Kraje te były najpierw skolonizowane przez Turków, potem przez mocarstwa europejskie. Takie doświadczenie jest straszne. Po odzyskaniu niepodległości pojawiły się dwa rodzaje władców: dyktatorzy wojskowi, jak Nasser i Kadafi, i królowie, jak w Arabii Saudyjskiej i Jordanii. Tymczasem monarchia i dyktatura nie są zgodne z zasadami islamu. W Koranie powiedziano, że nie ma królów ani kapłanów. Muzułmanie wiedzą więc, że islam daje im prawa – mówi o demokracji, sprawiedliwości, godności i współczuciu. W rzeczywistości historycznej nie mają tych zdobyczy. Bogactwa naftowe przywłaszczyli sobie władcy i ich rodziny. Zwykli ludzie cierpią i nie mają żadnych praw. Wyrosło jednak nowe pokolenie, które ogląda CNN, korzysta z Facebooka i dlatego potrafiło zrobić rewolucję.
Wielu amerykańskich ekspertów uważa jednak, że islam, przynajmniej w swej obecnej postaci, jest nie do pogodzenia z liberalną demokracją.
Ci tak zwani eksperci nie znają i nie rozumieją świata muzułmańskiego. Ich teorie świadczą o uprzedzeniach wobec islamu. Sugerują, że muzułmanie nie chcą demokracji. To tak jakby powiedzieli, że biedni lubią swoją nędzę.