Od kilkunastu tygodni Bośniacy mogą jeździć do Unii Europejskiej bez wiz. A co z tymi, którzy podróżują w przeciwnym kierunku? Bośniaccy uchodźcy wracają nieśmiało, niepewnie, na tydzień, dwa. Każdego roku na kilka dni dłużej. Wojna skończyła się 15 lat temu. A oni tak bardzo chcą i tak bardzo nie mogą tu być.
Powrót 1: Selma
W 2006 r. Selma była w Bośni po raz pierwszy, odkąd kilka metrów za plecami wybuchł jej dom. Od kiedy bomba spadła na podwórko, na którym bawiła się z koleżankami, i z odłamkiem w kolanie trafiła na trzy miesiące do szpitala. Odkąd w listopadzie 1992 r., razem z trzydziestką innych dzieci, została ewakuowana samolotem do Francji, zamieszkała u rodziny w Tuluzie i zrozumiała, że do Bośni już nie wróci.
A jednak wróciła. Chciała sprawdzić, czy potrafi. Najpierw pojechała do Chorwacji, do Zagrzebia, do przyjaciół. Potem do babci, 130 km od Sarajewa. W końcu do Sarajewa, ale tylko na dwa dni. W 2007 r. została na tydzień. Rok później – na dwa. Teraz stara się przyjeżdżać dwa razy do roku. Przełamała strach przed mówieniem po serbsku, przed spotkaniem z przyjaciółmi. Wciąż jednak nadkłada drogi, żeby nie przejść obok miejsca, gdzie stał jej rodzinny dom.
Powrót 2: Asmir
Asmir nie chce zapomnieć, że urodził się 4 sierpnia 1989 r., w szpitalu w Prijedorze, na II piętrze, w pokoju 212. Że 20 lipca 1992 r. serbscy żołnierze znaleźli ojca, który ukrywał się na strychu, wyciągnęli go przed dom, kazali biec przed siebie i strzelali z karabinów. Że w listopadzie 1993 r.