Budynek dawnego jugosłowiańskiego posterunku granicznego za wsią Brod służy za magazyn krowiego łajna. Szar Płanina, góry, w których sercu leży wieś, są największym w Europie obszarem połonin i właściwie nie ma tam lasów. Zimy są tu długie i ciężkie, więc w Brodzie łajno to cenny surowiec – służy za opał. Nieco dalej w głębi gór, na końcu dziurawej drogi powstał niedawno hotel. Albański. O tym, że służy legalizacji nielegalnie zarabianych pieniędzy, mówi w Brodzie każdy. Obok dawnej stanicy i nowego hotelu znajduje się wioska, która na pierwszy rzut oka żyje dawnym życiem, a nawet się rozwija.
Sierpień jest tradycyjnym miesiącem powrotu pečalbarów, emigrantów zarobkowych. Wtedy też odbywają się huczne pięciodniowe wesela, podczas których panny młode występują w kunsztownych, ręcznie wykonywanych tradycyjnych kostiumach. Kiedyś robiły je same, dziś kupują od wyspecjalizowanych szwaczek. Jedną z nich jest żona Yahiyi Maznikara, historyka i badacza dziejów Gory, tej dziwnej krainy leżącej na południowym krańcu Kosowa. A on sam otwarcie przyznaje, że swoje naukowe pasje może rozwijać dzięki pracy małżonki – gotowy kostium może kosztować nawet ponad tysiąc euro.
Korzo, wieczorne spacery, z bulwarów dalekich miast pečalbarzy przywieźli do zapadłych wsi w latach 60. i 70.; jest ono okazją dla młodych, by się poznać. W zarezerwowanych dla mężczyzn kawiarniach i herbaciarniach gra się w karty i ogląda mecze serbskiej ligi (imię Gory na Bałkanach rozsławili piłkarze Fahrudin Jusufi i Miralem Sulejmani, więc futbol to tu druga po islamie religia).