Praska dzielnica Vinohrady, sklep ogrodniczy jak każdy inny – donice, nawozy, nasiona... Przychodzą tu ponoć nawet hodowcy kaktusów i orchidei, zainteresowani nowymi metodami uprawy. Growshop to jednak przede wszystkim mekka miłośników marihuany. 10 odmian wysokojakościowych nasion konopi, nawozy, substraty, całe systemy do uprawy, ale także papierki do jointów, szklane lufki i wodne fajki. Jak można takie rzeczy legalnie sprzedawać?
Michal Jakeš ma już trzy sklepy w Pradze i jak dotąd żadnych problemów, tylko zyski.
Bo choć marihuana jest wciąż w Czechach nielegalna, obecny system prawny traktuje amatorów niewielkich ilości z pobłażliwością. W 2010 r. wprowadzono zliberalizowaną ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, która zdekryminalizowała posiadanie do pięciu roślinek marihuany na własny użytek, zmieniając status czynu z przestępstwa na wykroczenie. Obecnie kara za małą domową hodowlę to grzywna... albo policyjne upomnienie. Nic dziwnego, że Jakeš zaczął sprzedawać paczuszki po pięć ziarenek. Opłacił nawet prawną opinię i okazało się, że nasionka to nie narkotyk, nie grozi mu więc nic.
– Za kilka tysięcy czeskich koron można już kupić światłoszczelny rękaw, w którym wyhodujesz marihuanę w domu. A opłaca się – za gram na rynku płacisz 150 koron, za własnoręcznie wyhodowany 20–30 koron (ok. 5 zł) – zachęca Michal.
Palę faję
Tegoroczne badanie Eurobarometru wskazuje, że Czesi w wieku 15–24 lat to najwięksi konsumenci trawki w całej Unii – pali co czwarty. Tylko połowa myśli przy tym, że marihuana stanowi wysokie zagrożenie dla zdrowia – średnia w Unii to 67 proc.