W bazie lotniczej Decimomannu na Sardynii zakończyły się pięciodniowe ćwiczenia kilku eskadr izraelskich F-16. Towarzyszyły im dwa Boeingi do tankowania w powietrzu, bo jednym z celów manewrów było trenowanie długich lotów nad nieznanymi, górskimi przestrzeniami. Niemal równocześnie samoloty z gwiazdą Dawida odbyły podobne ćwiczenia w Grecji i w północnej Rumunii. Nie trzeba być wielkim strategiem, aby zrozumieć, że była to symulacja ataku na irańskie instalacje atomowe.
Wcześniej, w nadmorskiej bazie lotniczej Palmachim koło Tel Awiwu, Izraelczycy dokonali próbnego odstrzału rakiety balistycznej Jerycho-3. W przeszłości doświadczenia takie były ściśle tajne. Tym razem zaproszono na miejsce dziennikarzy i fotoreporterów. Jerycho-3, produkt miejscowego przemysłu wojskowego, waży 30 ton i może przenieść trzy rozdzielające się głowice nuklearne na odległość do 7 tys. km. Z Palmachim do Teheranu jest w linii prostej zaledwie 1600 km.
Jakby nie dosyć tego, w aglomeracji telawiwskiej zawyły w tych dniach syreny alarmowe. Jednostki ochrony zaplecza, policja i straż pożarna zmierzyły się z symulowanym atakiem rakietowym na ludność cywilną. W pobliskich miastach Holon i Bat Jam rozdawano mieszkańcom maski przeciwgazowe, a okoliczne szpitale postawiono w stan pogotowia. Prasa poinformowała czytelników, że nadbrzeżne miasta pozostają w zasięgu irańskich konwencjonalnych rakiet typu Szihad, wzorowanych na północnokoreańskiej Taepodong-2, i że Hezbollah, szyicka organizacja w Libanie sterowana z Teheranu przez prezydenta Ahmadineżada, dysponuje dziesiątkami tysięcy rakiet krótkiego i średniego zasięgu, mogących spaść na Galileę i port w Hajfie.