Brodaty mężczyzna w czarnej kapocie zatrzymał siedmioletnią Naomi Margules, gdy przechodziła przez jezdnię w miasteczku Bet Szean, plunął jej w twarz i przeklął. Pobożny Żyd uznał, że krótka spódniczka dziewczynki urąga nakazom religijnym, wymagającym od kobiet, bez względu na wiek, „skromnego i przyzwoitego ubioru”. Tak go uczono od dnia, w którym ojciec po raz pierwszy zabrał go na sobotnie modły do synagogi.
Naomi wychowała się w świeckiej rodzinie, nie obowiązują jej więc przepisy Tory. Wszystkie uczennice publicznej szkoły podstawowej ubierają się podobnie. W swojej dziecięcej naiwności nie zrozumiała, że padła przypadkową ofiarą wciąż zaostrzających się konfliktów między głęboko wierzącą a świecką częścią izraelskiego społeczeństwa. Zapłakana pobiegła do mamy. Mama poszła na policję. Bet Szean to małe miasteczko, wszyscy znają tam wszystkich; nietrudno było zidentyfikować sprawcę incydentu. Spisano protokół i odesłano ją do domu. Sprawy sądowej przypuszczalnie nie będzie ze względu na „znikomą szkodliwość społeczną”. Gorzej powiodło się Szlomo Fuksowi, 30-letniemu uczniowi jeszybotu w Jerozolimie, który za określenie „kurwa”, rzucone umundurowanej żołnierce w autobusie, otrzymał zakaz korzystania z komunikacji miejskiej aż do ostatecznego rozpatrzenia sprawy. Badania psychiatryczne dokonane na żądanie jego obrońcy stwierdziły, że gorliwy sługa Boży „nie wykazuje żadnych zaburzeń psychicznych”.
Dwa światy
W dzielnicy Mea Szearim, w której wychował się Szlomo, wielkie dwujęzyczne napisy zakazują wstępu nieskromnie ubranym. Szczególnie odnosi się to do kobiet. Już krótki rękaw lub obcisła sukienka uważane są za prowokację.