Ktoś powiedział do mnie: „Niech pan nie wstaje”. A ja na to: „Może pan być spokojny, że tego nie zrobię”. Wolfgang Schäuble jest sparaliżowany od obojczyka w dół, nie może wstać, do nikogo podejść, wyjść czy trzasnąć drzwiami. Ale potrafi żartować z własnej niepełnosprawności. Żeby z nim porozmawiać, koledzy ministrowie muszą stać w pokłonie albo kucać przy jego wózku. On sam najbardziej lubi rozmawiać przy stole, wtedy rozmówcy też siedzą. Ale nawet gdy stoją, niemiecki minister finansów potrafi sprowadzić ich do parteru. Ostatnio Baracka Obamę, gdy prezydent USA krytykował Niemcy za brak zdecydowania w walce z kryzysem. „Niech pan Obama zajmie się własnym deficytem, bo jest większy niż ten strefy euro” – wypalił Schäuble w wywiadzie. A jak na niego to i tak delikatna riposta.
Dwa lata temu rzecznik ministerstwa finansów zapomniał rozdać dziennikarzom tabele z danymi przed konferencją prasową. Gdy tylko zaczął powitanie, Schäuble wszedł mu w słowo i z uśmiechem rozpoczął tyradę: „A mówiłem panu 20 minut temu, że byłoby pięknie, gdyby rozdano dane”. Przez salę przechodzi szmer rozbawienia, upokorzony rzecznik zapewnia, że tabele zaraz dotrą, po czym próbuje kontynuować konferencję. Ale minister jedzie dalej: „Panie Offer, niech pan nie gada, tylko zadba o to, by te liczby zostały natychmiast rozdane. Opuszczam tę konferencję, a pan mnie powiadomi, jak rozda pan dane” – mówi, po czym odjeżdża na wózku o własnych siłach. Po powrocie na salę dalej pastwi się nad rzecznikiem, ten kilka dni później poda się do dymisji. Schäuble nie przeprasza.