Każdy słyszał tę melodię. Cztery takty walczyka, skomponowanego w 1902 r. przez hiszpańskiego wirtuoza gitary Francisco Tárregę, rozbrzmiewają w setkach milionów kieszeni i torebek na całym świecie. Dzwonek telefoniczny Nokia Tune stał się już nieodłączną częścią fińskości, jak tysiące czystych jezior, czekoladki Fazera i wódka o smaku salmiakki. Nie przez przypadek kompozycję Tárregi wybrał uliczny gitarzysta okupujący deptak pod domem handlowym Stockmanna w centrum Helsinek. Kto rzuci grajkowi dwa euro, sprezentuje mu kapitał wystarczający na jedną akcję Nokii. Jeszcze pięć lat temu akcje flagowego fińskiego koncernu kosztowały 30 euro, o ile inwestorzy dali radę je kupić. Od tamtego czasu kurs zjechał o ponad 90 proc.
Tarapaty Nokii nadwerężyły wiarę w tzw. model fiński, w sprawność małego społeczeństwa, które bez żadnych bogactw naturalnych (nie licząc drewna, bo 70 proc. Finlandii to las) zbudowało skandynawską Szwajcarię, i to znacznie bardziej zaawansowaną technologicznie niż ta alpejska.
Okręt flagowy
Były czasy, gdy Nokia generowała kilka procent PKB Finlandii i ponad jedną piątą podatków płaconych przez przedsiębiorstwa. Wysysała talenty inżynierskie, była największym pracodawcą i okrętem flagowym całej gospodarki. Kiedyś jej fama mile łechtała fińską dumę – dziś coraz gorsze telefony i coraz wyższe bezrobocie młodych, w końcu absolwentów najlepszych szkół podstawowych i średnich na świecie, budzą podejrzenia, że w fińskim cudzie gospodarczym coś się zacięło.
Spokojnie, mówią Finowie, to tylko jedna firma, żaden ogólnofiński trend. Nokia po prostu nie nadąża za innymi producentami telefonów komórkowych.