Świat

Co słychać u Bushów?

Kolejny Bush w Białym Domu? Możliwe

George Bush z żoną Barbarą i - synami: George Walkerem (1), Marvinem (2), Neilem (3), Jebem (4), ich małżonkami i dziećmi, w tym Georgiem Prescottem (5), synem Jeba. George Bush z żoną Barbarą i - synami: George Walkerem (1), Marvinem (2), Neilem (3), Jebem (4), ich małżonkami i dziećmi, w tym Georgiem Prescottem (5), synem Jeba. AP / East News
Dwaj George’owie odpoczywają na emeryturze. Jeb, brat ostatniego prezydenta, wciąż myśli o Białym Domu. Ale prawdziwą nadzieją republikanów jest jego syn – George P. Bush przypomina młodego Baracka Obamę.
Jeb Bush w parlamencie stanu Floryda, gdzie spędził dwie kadencje. Dziś zajmuje się biznesem, nadal jest też aktywny w polityce, podobnie jak jego syn.AP/East News Jeb Bush w parlamencie stanu Floryda, gdzie spędził dwie kadencje. Dziś zajmuje się biznesem, nadal jest też aktywny w polityce, podobnie jak jego syn.
George Prescott na spotkaniu z wyborcami latynoamerykańskimi podczas kampanii prezydenckiej stryja Georga W. Busha w 2002 r.Tina Fineberg/AP/East News George Prescott na spotkaniu z wyborcami latynoamerykańskimi podczas kampanii prezydenckiej stryja Georga W. Busha w 2002 r.

Patriarcha rodu George Herbert Bush skończył w czerwcu 88 lat. Kolejne urodziny fetował zwykle jakimś osobliwym wyczynem, z okazji osiemdziesiątki skoczył np. ze spadochronem. Tym razem nie pozwoliła mu na to postępująca choroba Parkinsona. W połowie lipca b. prezydent udzielił z żoną wywiadu kolorowemu magazynowi „Parade”, w którym wyznał, że z trudnością wstaje i coraz częściej korzysta z wózka. Cała Ameryka oglądała kruchego i cierpiącego Busha, gdy w lutym odebrał od Baracka Obamy Medal Wolności, najwyższe amerykańskie odznaczenie. „Za to moja żona Barbara jest żywotna jak króliczek Energizera” – stwierdził niedawno b. prezydent w rozmowie z reporterem tygodnika „Time”.

Sędziwe małżeństwo z 67-letnim stażem dzieli swój czas między rezydencję na przedmieściach Houston i wakacyjną willę w Kennebunkport w stanie Maine. Ich syn, George Walker Bush, w wydanej dwa lata temu autobiografii „Kluczowe decyzje” wspomina, że często konsultował się z tatą przed podjęciem strategicznych decyzji swojej prezydentury, łącznie z rozkazem inwazji na Irak. Bush senior się od tego dystansuje. Z rad udzielonych pierworodnemu pamięta tylko, że kazał mu sobie przypomnieć, jak robi się kawę, bo po opuszczeniu Białego Domu nikt nie będzie mu już usługiwał. Bush junior nigdy nie był pupilem ojca, a fiasko jego prezydentury raczej tego nie zmieniło.

Z garstki wywiadów z ostatnich lat wynika, że ulubionym synem starego Busha jest... Bill Clinton. Ten ostatni upokorzył go w wyborach w 1992 r., ale od kiedy obaj panowie znaleźli się na emeryturze, zaangażowali się we wspólną działalność charytatywną i bardzo się zaprzyjaźnili. „Bill traktuje mojego męża jak ojca, którego nigdy nie miał. Moi synowie od dawna nazywają go bratem z innej matki” – powiedziała Barbara Bush w rozmowie z „Parade”. Sam Clinton jej wtóruje. „Kiedy po tsunami w 2004 r. polecieliśmy do Indonezji samolotem, w którym było tylko jedno łóżko, naturalnie pierwszeństwo miał George. Jak w rodzinie” – wspomina b. prezydent z Partii Demokratycznej.

George milczy

Tymczasem 66-letni Bush junior, zwany po prostu W. (po angielsku brzmiące jak „Dablju”), wrócił właśnie z Afryki, gdzie z żoną Laurą promował kampanię Różowej Wstążki. „Rak piersi i szyjki macicy oraz AIDS to główna przyczyna przedwczesnej śmierci tamtejszych kobiet. Musimy walczyć o ich ocalenie” – ogłosił po powrocie na łamach „Washington Post”.

– Każdy były prezydent, choćby kończył kadencję nie wiadomo jak niepopularny, z czasem wraca do łask – mówi prof. Anthony Champagne, politolog z University of Texas. – Tak było z Richardem Nixonem, tak się stało z Jimmym Carterem, który z czasem zapracował na pokojowego Nobla. Młody Bush robi pierwsze kroczki na polu ochrony zdrowia na całym świecie.

Bush junior od czasu do czasu wygłasza mowy o motywacji, bardzo rzadko jednak zabiera głos na tematy polityczne. – Słusznie stroni od tego tematu, bo swoim pasmem błędnych decyzji zmotywował ludzi do głosowania w 2009 r. na Obamę – dodaje Champagne. Z sondażu przeprowadzonego w lutym przez Quinnipiac University wynika, że ponad połowa Amerykanów wciąż obarcza go winą za kryzys, a tylko 35 proc. ma o to pretensje do Obamy. Przez trzy lata Bush junior starał się być niewidoczny, ale wyborcy wciąż pamiętają, że to on dał ulgi podatkowe najbogatszym i wpędził kraj w dwie rujnujące wojny.

Kiedy kilka miesięcy temu rozstrzygnęły się prawybory Partii Republikańskiej i stało się jasne, że do walki z Obamą stanie w tym roku Mitt Romney, wszyscy najważniejsi działacze stronnictwa wystąpili z poparciem dla b. gubernatora Massachusetts. Ale nie W. Dopiero w połowie maja, przy okazji jakiejś trzeciorzędnej konferencji w Waszyngtonie, dziennikarze ABC News dopadli b. prezydenta, gdy wchodził do windy. Na pytanie, kogo popiera w listopadowych wyborach, Bush stwierdził tylko „jestem za Romneyem”, po czym drzwi się za nim zamknęły. Było to najbardziej lakoniczne i obojętne poparcie udzielone kandydatowi prezydenckiemu w Ameryce.

Więcej o polityce mówił tylko raz, kiedy dwa lata temu promował wspomnianą już autobiografię. W samej książce i towarzyszących jej wywiadach podkreślał, że jest dumny ze wszystkich swoich decyzji. Przyznał, że jeszcze raz wydałby zgodę na torturowanie więźniów, w tym niesławne podtapianie, jeśli w grę wchodziłoby bezpieczeństwo Amerykanów. Jeszcze raz uderzyłby też na Irak. Ale w ocenie swojej prezydentury Bush jest osamotniony – nie tylko jego przeciwnicy, lecz także dawni doradcy wydali własne książki, kwestionujące sens jego „kluczowych decyzji”. W. zachowuje milczenie, by nie narażać się na miażdżącą krytykę, ale też dlatego, że własna partia chce o nim wreszcie zapomnieć.

 

 

Jeb czeka

Ani ojciec, ani najstarszy syn nie przyjadą na zaplanowany na koniec sierpnia zjazd partyjny w Tampie, gdzie republikanie oficjalnie namaszczą Romneya na swojego prezydenckiego kandydata. Nie zabraknie natomiast młodszego z synów Busha seniora, 59-letniego Jeba. B. gubernator Florydy już na początku marca entuzjastycznie poparł Romneya. Przez moment spekulowano, że ten ostatni zaproponuje mu kandydowanie na wiceprezydenta, Jeb jednak oficjalnie poprosił o skreślenie go z listy pretendentów. Obserwatorzy polityczni twierdzą, że planuje wciąż własny start w wyborach prezydenckich i nie chce go popsuć ewentualną przegraną u boku Romneya.

Rodzice zawsze uważali go za najzdolniejszego z czterech synów (dwaj pozostali nie zaangażowali się w politykę i zajmują się biznesem). W 1994 r., gdy Jeb po raz pierwszy ubiegał się o urząd gubernatora Florydy, George i Barbara Bushowie pojechali w wyborczą noc fetować jego sukces. Jeb minimalnie przegrał, tymczasem tej samej nocy w Austin w Teksasie wybory na gubernatora wygrał skreślony przez rodziców George junior i ci, speszeni, pospieszyli mu z gratulacjami. Jeb pozostał politykiem stanowym, podczas gdy W. katapultował się z Teksasu do Białego Domu i na dobrych kilka lat przyćmił gwiazdę młodszego brata. Aż sam odszedł w niesławie.

Tymczasem Jeb skończył na Florydzie dwie kadencje i w przeciwieństwie do brata odszedł z urzędu z ogromnym autorytetem. Skutecznie zarządzał czwartym co do wielkości stanem, naprawił lokalny system szkolnictwa i zbudował po drodze silną pozycję w Partii Republikańskiej. W starciu z Obamą nazwisko łączące go z bratem wciąż jest politycznym obciążeniem, ale jako potencjalny kandydat prezydencki Jeb ma wielki atut: potrafi przekonać do siebie zazwyczaj niechętnych prawicy Latynosów. B. gubernator mówi płynnie po hiszpańsku, jego żona Columba jest z pochodzenia Meksykanką. Na Florydzie jego poparcie wśród kubańskiej mniejszości sięgało 80 proc.

Jeb zajmuje się dziś biznesem, ale pozostał bardzo aktywny w polityce. Podczas ostatniej kampanii wyborczej jeździł od stanu do stanu i promował kandydatów do Kongresu i władz lokalnych, którzy jego zdaniem mają polityczny potencjał, a w przyszłości mogą poprzeć jego własną kandydaturę. Martwi się też o tożsamość republikanów. Na początku czerwca ogłosił na Twitterze, że partia, szantażowana przez ruch herbacianych, tak bardzo skręca w prawo, że nie wybrałaby na swojego lidera ani Ronalda Reagana, ani jego własnego ojca. Jeżeli gubernator Bush chce powalczyć o Biały Dom, to będzie musiał wystartować w 2016 r. Cztery lata później byłby już za stary.

Ten plan powiedzie się jednak tylko wtedy, kiedy dryfujący coraz bardziej na prawo Romney przegra listopadowe wybory. Jeb zachowuje się bardzo ostrożnie. Z jednej strony entuzjastycznie popiera Romneya, z drugiej dystansuje się od jego programu. Ma bardzo liberalne podejście do imigracji, propaguje naturalizację nielegalnych przybyszów, sprzeciwia się też sztandarowemu pomysłowi Partii Republikańskiej, czyli odwiertom ropy na wodach wokół Alaski i w Zatoce Meksykańskiej. W sprawach gospodarczych jest jednak na wskroś konserwatywny: chce całkowitej liberalizacji banków i twierdzi, że rynek ma zawsze rację. Jak przystało na poważnego kandydata, pytany o plany, nabiera wody w usta.

Prescott błyszczy

Na tym dynastia Bushów jednak się nie kończy. Córka W. robi karierę w mediach jako korespondentka programu „Today”, tymczasem wschodzącą gwiazdą republikanów jest syn Jeba, 36-letni George Prescott Bush. Dla odróżnienia od dziadka i stryja przezywany P. (środkowe imię otrzymał po pradziadku, który w latach 50. XX w. reprezentował Connecticut w Senacie), po matce jest pół-Latynosem. Do ogólniaka chodził w Miami, razem z piosenkarzem Enrique Iglesiasem. W 2003 r. skończył prawo na University of Texas. Trzy lata później wraz z całą prezydencką rodziną uczestniczył w wodowaniu lotniskowca „USS George H. W. Bush”.

Tamta uroczystość i heroizm dziadka, który walczył w II wojnie światowej, zainspirowały go do zaciągnięcia się do wojska. Odbył przeszkolenie w wywiadzie marynarki wojennej i jako porucznik został w 2009 r. wysłany na kilkanaście miesięcy do Afganistanu. Tabloidy ironizowały, że młody Bush – jak przystało na królewskiego dziedzica – przeżywa ekskluzywną przygodę jak książę Harry, który też służył pod Hindukuszem pod czujnym okiem brytyjskich komandosów. Równolegle z karierą wojskową P. próbował swoich sił w biznesie. Jest wspólnikiem w prężnie działającej agencji nieruchomości Pennybacker Capital, którą tworzył niemal od zera, bez finansowej pomocy rodziny.

W młodości nie był święty. Kiedyś aresztowano go za próbę włamania się do domu byłej dziewczyny. – Ale nie takie rzeczy Amerykanie swoim liderom wybaczali, choćby alkoholowe eskapady jego stryja czy palenie marihuany przez Clintona. Jeżeli Bushowie wrócą kiedykolwiek do Białego Domu, to raczej pod wodzą George’a Prescotta – twierdzi Nick Winter, politolog z University of Virginia Center for Politics.

Za prezydentury jego stryja kolorowe magazyny często wciągały najmłodszego z Bushów na listy najbardziej pożądanych kawalerów Ameryki. W 2004 r. ożenił się z koleżanką ze studiów Amandą Williams.

W Teksasie założył stowarzyszenie republikanów pochodzenia latynoskiego i chce mobilizować politycznie tę najszybciej rosnącą mniejszość etniczną w Ameryce. Starzy republikańscy działacze widzą w nim odpowiedź swojej partii na Obamę – urzędujący prezydent zaczynał karierę od aktywizowania Afroamerykanów. Latynosi w dwóch trzecich popierają Partię Demokratyczną, ale jeżeli najmłodszemu z Bushów uda się ich przeciągnąć na stronę republikanów, to zbuduje sobie w partii pozycję na miarę Ronalda Reagana. Skądinąd ten ostatni, kiedy w latach 80. poznał 10-letniego wówczas George’a Prescotta i jego młodsze rodzeństwo, mówił o nich: „te małe brązowe szkraby”.

P. ma jeszcze jeden talent, niezwykle pomocny w politycznej karierze. – Ten chłopak ma fenomenalną zdolność zbierania funduszy na kampanię, a to jest kluczem do funkcjonowania dziś w polityce – mówi Stephen H. Hess z Brookings Institution, doradca prezydentów Eisenhowera, Nixona i Forda. Niedawno zaangażował się w tworzenie dwóch tzw. komitetów politycznego działania, Texas PAC i MAVPAC, które obchodząc przepisy o finansowaniu kampanii wyborczej, zbierają pieniądze na rzecz republikańskich kandydatów. Bush pomaga kandydatom wszystkich szczebli, od Mitta Romneya po członków legislatur stanowych.

Wszystko w rodzinie

P. przyjedzie też oczywiście w sierpniu do Tampy, będzie tam organizować warsztaty dla młodych partyjnych aktywistów. Ale przywiezie też ze sobą milion dolarów, które republikanie mają zainwestować w promowanie się przed jesiennymi wyborami na Twitterze i Facebooku. George Prescott jest weteranem republikańskich konwencji. Pierwszy raz jako dwunastolatek przysłuchiwał się działaczom, którzy w 1988 r. namaścili jego dziadka na kandydata na prezydenta. Potem w 2000 r., już jako dorosły mężczyzna, nie tylko słuchał, ale i przemawiał podczas konwencji, na której o Biały Dom walczył jego stryj. Jeżeli P. sam zdecyduje się kiedyś na walkę o fotel kongresmena czy senatora, ma wszystkie narzędzia do tego, by odnieść sukces.

– Jest przystojny, co ma w dzisiejszych czasach znaczenie, świetnie przemawia, zna się na prawie i potrafi zarządzać prywatną firmą. No i, o czym nie można zapominać, ma zaplecze rodzinne – stwierdza Timothy Pachirat, politolog z The New School for Social Research w Nowym Jorku. George Prescott jest ulubionym spośród 17 wnucząt Busha seniora, a dziadek ma w tej rodzinie najlepszy instynkt polityczny. Według Pachirata P. może spróbować swoich sił w wyborach do Kongresu już za dwa lata, a za kilkanaście stanąć do walki o Biały Dom. I tak Ameryka dostałaby George’a Busha numer trzy.

Polityka 31.2012 (2869) z dnia 01.08.2012; Świat; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Co słychać u Bushów?"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną