Na biurku zostawiła dokumenty sprawy przeciwko złym gliniarzom, którzy dokonali samowolnej egzekucji na 18-letnim chłopaku w jednej z pobliskich faweli. Podpisała już nakazy aresztowania. Takich jak oni ścigała od lat, zamknęła w więzieniach ponad 60 policjantów: za zabójstwa, wymuszenia, tworzenie szwadronów śmierci. Tamtego dnia sędzia Patricia Acioli wyszła ze swojego biura w sądzie w Săo Gonçalo, na jednym z przedmieść Rio de Janeiro, późnym popołudniem. Jak się okazało w trakcie późniejszego śledztwa, zabójca podążał za nią od bramy sądu do samych drzwi jej domu. Tam wystrzelił do niej 21 kul.
Sędzia Acioli od kilku lat dostawała pogróżki – telefoniczne i listowne. Przez jakiś czas miała ochroniarzy, ale ktoś w administracji sądu zdecydował o cięciu kosztów. W chwili zabójstwa nie było przy niej nikogo. – Była wspaniałą, odważną kobietą – wspomina Claudio Ferraz, przez kilka lat szef oddziału policji do walki z przestępczością zorganizowaną, który też zadarł ze złymi glinami. Gdy idzie ulicą, gdy wchodzi do restauracji albo wychodzi, oczy ma naokoło głowy. Jego ochroniarze parkują na pobliskiej ulicy, tak by rozmówca, z którym się spotyka, nie widział marki, koloru ani rejestracji samochodu. – Egzekucja Patricii to zemsta, ale również wiadomość dla innych sędziów, prokuratorów i policjantów: „Nie tykajcie nas!”.
ONI to tzw. milicje: mafie założone przez... policjantów, strażaków, ochroniarzy. Claudio Ferraz uważa, że to najgroźniejsze gangi, jakie zna historia Rio de Janeiro.