Stara hala produkcyjna na obrzeżach sześciomilionowego Nanningu na południu Chin jesienią zwykle zamienia się w fabrykę Świętych Mikołajów – małych, dużych, z wielkim worem na plecach, w tradycyjnych czerwieniach i w limitowanej zielonej serii. Jeszcze kilka lat temu przy każdej figurce pracowało na kolejnych etapach produkcji ponad 20 osób. Dziś zaledwie szóstka. Właściciel fabryki Yang Yi musiał zredukować zatrudnienie, bo nie stać go już na coraz wyższe płace. Wzrost kosztów pracy, nawet o kilka procent, skończyłby się migracją Mikołajów do sąsiedniego Wietnamu. Yang kupił więc kilka maszyn i dziś w jego fabryce tylko malowanie odbywa się ręcznie. Daje sobie jeszcze dwa, trzy miesiące. A potem zamknie interes.
Gdy 8 listopada ruszał w Pekinie XVIII Zjazd Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Działacze mieli załatwić wiele spraw personalnych, wybrać m.in. dziewięcioosobowy Komitet Stały KC, zatwierdzić zmianę na stanowisku szefa partii. Ale tu już od kilku lat prawie wszystko było jasne: 69-letni Hu Jintao miał zamienić się czerwonymi fotelami z 59-letnim Xi Jinpingiem. Prawdziwym tematem zjazdu miały jednak być problemy pana Yanga z Nanningu, czyli zmiana modelu rozwojowego Chin. Partia musiała zdecydować, dokąd pójdzie kraj, bo skończyły się dwie dekady szaleńczego rozwoju. Właśnie o to toczy się dziś największy spór na pekińskich korytarzach władzy.
Robotnicy się skończyli
Chiny dawno nie miały takiej fatalnej passy. Magazyny są pełne towarów, których nikt nie chce kupić, eksport hamuje. Budownictwo jest na skraju wielkiej implozji, która pociągnie za sobą ceny mieszkań. Skokowo rośnie wartość kredytów, które raczej nigdy nie będą spłacone.