Analizowanie danych ze spółek, poziomu wydobycia, treści kontraktów czy kosztów inwestycji – wszystko to zawracanie głowy. Aby przewidywać ceny gazu ziemnego, wystarczy śledzić konto na Twitterze polskiego ministra spraw zagranicznych. 5 listopada późnym popołudniem Radosław Sikorski napisał tam: „Intuicja podpowiada mi, że min. Budzanowski (minister skarbu – przyp. red.) wkrótce będzie miał ważne wiadomości ws. cen gazu dla Polski”. Kilka godzin później polski monopolista gazowy, spółka PGNiG, wynegocjował od Gazpromu obniżkę cen gazu. Jak dużą, to tajemnica. Według informacji, do których dotarła POLITYKA, jest to ponad 20 proc. Polska nie będzie już płacić najwyższej stawki w Europie i zaoszczędzi w ten sposób ponad 3 mld zł rocznie.
Tak po prostu? Bez awantur, po dobroci? Gdyby w tym przypadku nie kierować się jednak zawodną intuicją, ale analizowaniem danych ze spółki, poziomu wydobycia czy treści kontraktów, okaże się, że Gazprom przeżywa najgłębszy kryzys w swojej 23-letniej historii, a obniżka cen gazu dla Polski – już piąta taka od początku roku w Europie – to przejaw coraz bardziej desperackiej walki o umykającego klienta. – Rosjanie przeoczyli, że na światowym rynku energii doszło do prawdziwej rewolucji, do której Gazprom w żaden sposób nie jest przygotowany – mówi Anders Ǻslund, ekonomista z waszyngtońskiego Instytutu Petersona, były doradca rządów Polski, Rosji i Ukrainy.
Koniec cieplarni
Trzy dni przed wpisem ministra Sikorskiego Gazprom ogłosił ponad 50-procentowy spadek dochodów w ostatnich trzech miesiącach. Wartość spółki, która w najlepszym 2008 r. wynosiła 385 mld dol., dziś jest ponad trzy razy niższa. I jeszcze jedna liczba – cztery lata temu Gazprom dostarczał połowę gazu zużywanego w Europie.