Rzecznik izraelski to wykpił, powiedział, że głosowanie to pozbawiony znaczenia teatr i że Palestyńczycy tylko sobie szkodzą, podejmując jednostronne, to jest nieuzgodnione z Izraelem, inicjatywy. I że tylko proces pokojowy, rokowania pozostają szansą na państwowość. Czy kogoś to przekonuje?
Rokowania zamarły dawno, a zaraz po głosowaniu w ONZ Izrael zapowiedział, że da zgodę na kolejne osiedla dla 3 tys. osadników żydowskich na ziemiach okupowanych. W 1947 r., kiedy ONZ dzieliła Palestynę, zamieszkiwało ją dwie trzecie ludności arabskiej i jedna trzecia żydowskiej; taki też z grubsza zaproponowało podział terytorium. Minęło ponad pół wieku, dziś proporcje są z grubsza odwrotne. W praktyce terytorium palestyńskie kurczy się z dnia na dzień. Być może za kolejne kilkadziesiąt lat w ogóle nie będzie ziemi na państwo palestyńskie. Jeśli Izrael tak się oburza na jednostronne kroki palestyńskie, to jak ocenia własne?
Polacy, którzy byli bezsilnymi świadkami Holocaustu, powinni nie tylko popierać prawo Izraela do istnienia, ale bardziej niż inni rozumieć prawo Żydów do bezpiecznych granic. Cała Europa ma niewygasłe zobowiązania moralne wobec Izraela. Stosunki Polski z tym państwem są wzorowe. Nie oznacza to jednak, że trzeba popierać politykę rządu Beniamina Netanjahu wobec Palestyńczyków. Nie są oni dobrym sąsiadem, nie wyłaniają mądrych polityków, nie umieją pogodzić się z realiami, nie umieją wskazać realistycznej drogi swojemu społeczeństwu. Nie potrafią się nawet pogodzić między sobą. Ale są słabsi, biedni i praktycznie na utrzymaniu innych. Pół świata czuje, że to Izraelczycy przestali być Dawidem, a stali się ogromnym Goliatem. Powinni zapewne zrobić pół kroku wstecz. Izrael siłą nie wygra pokoju.