Tony Stark nie musi tego robić sam. Chiny mogą pomóc” – mówi doktor Wu w amerykańsko-chińskim filmie „Iron Man 3”, który bije właśnie rekordy oglądalności. Stark to bohater grany przez Roberta Downeya Jr., który od czasu do czasu przywdziewa żelazną zbroję i walczy ze złem jako Iron Man. Zło nazywa się Mandaryn i jest synem najbogatszego Chińczyka z kapitalistycznych czasów przed rewolucją 1949 r. Komunistyczne Chiny pomagają więc Starkowi, zwłaszcza w chińskiej wersji filmu, która jest dłuższa o kilka minut o sceny eksponujące chińskich aktorów i krajobrazy.
Wspólne oglądanie „Iron Mana” ma być jednym z punktów pierwszego spotkania prezydentów Chin i USA Xi Jinpinga i Baracka Obamy. 7 i 8 czerwca w posiadłości Sunnylands w Kalifornii mają radzić o najważniejszych problemach tego świata. Ma być nieformalnie, aby obaj panowie się poznali i szczerze wytłumaczyli sobie wszelkie niejasności w relacjach między Pekinem i Waszyngtonem, których ostatnio jest wiele. Nie będzie to łatwe, bo choć każdy z prezydentów zabiera do Kalifornii najlepszych tłumaczy, obie strony coraz gorzej się rozumieją.
Trudno jednak o bardziej sprzyjające okoliczności. Taki moment jak obecny zdarza się raz na dwie dekady, gdy w Chinach i Ameryce niemal jednocześnie odbywają się wybory, a ich zwycięzcy – z czystym kontem i sumieniem – mogą zrestartować swoje wzajemne relacje. W styczniu drugą kadencję rozpoczął prezydent Obama. Nie wisi więc nad nim groźba kolejnych wyborów i może się skupić na przechodzeniu do historii, ryzykując podjęcie niepopularnych decyzji.