Błyskawiczna i precyzyjna akcja policji wnosi do czeskiego życia publicznego nową jakość. Po raz pierwszy w aferze sięgającej najwyższych urzędników państwowych aparat ścigania zachowuje pełną niezależność. Prokuratura i policja sama decyduje, kogo zatrzymać, gdzie zrobić rewizję, kogo obwinić. Po dwóch dniach dość chaotycznego rozwoju wypadków nie sposób oprzeć się wrażeniu, że świat polityki zupełnie nie ma kontroli nad biegiem wypadków, poszczególni aktorzy całej sprawy próbują się mniej lub bardziej rozpaczliwie bronić, ale stery trzyma ktoś zupełnie inny.
Dla przypomnienia: w nocy ze środy na czwartek doszło w Czechach do fali aresztowań, policjanci przeszukali też kilkadziesiąt mieszkań prywatnych. Dwóch prokuratorów przyjechało też do siedziby rządu czeskiego i przez wiele godzin rozmawiało z premierem. Dość długo nie było wiadomo, czy to po prostu rozmowa, czy też formalne przesłuchanie, które mogło zakończyć się zatrzymaniem i postawieniem zarzutów. Tak się jednak nie stało, na razie premier Petr Neczas – podkreślają prokuratorzy – jest poza podejrzeniami. Do aresztu trafiła za to dyrektorka jego gabinetu Jana Nagyova. Podobny los spotkał kilku wpływowych polityków z rządzącej partii oraz wysokich rangą wojskowych związanych ze służbami wywiadowczymi.
Prasa pisze, że chodzi najpewniej o aferę korupcyjną związaną z zamówieniami publicznymi. I nic dziwnego, bo korupcja w tych sferach to temat, który niemal nie schodzi z pierwszych stron czeskich gazet już chyba od 20 lat. Mimo kolejnych afer zwykle wina jakoś się rozmywa, sprawa przycicha, a potem wybucha kolejny skandal. Generalnie korupcja jest w Czechach tematem numer jeden od lat. Z tego powodu padło już kilka gabinetów. Petr Neczas w ostatnich wyborach na plakatach z zakasanymi rękawami obiecywał walkę z przekupstwem.